piątek, 18 marca 2016

Chleb bez glutenu

Chleb bez glutenu
Prosty w składzie. Nasz powszedni. Mimo
że pieczony od stuleci, ciągle modny. Dla
większości z nas oznacza coś więcej niż
tylko pieczywo. To dość szczególny symbol
więzi, dzielenia się z innymi. W wielu religiach
bywa synonimem wspólnoty, bezpieczeństwa.
Wyjątkowym czynią go związane
z nim wspomnienia. Na stole jednoczącym
rodzinę pojawia się od zawsze. W niektórych
domach pieczony od pokoleń. Nic
dziwnego, że w pamięć zapada jego zapach,
smak i struktura, że kolejne modyfikacje
porównuje się z pierwowzorem pieczonym
przez babcię, mamę czy ukochaną ciocię.
No i ta walka o piętkę!
Nie bez powodu najwięcej pytań zadawanych
przez czytelników dotyczy pieczywa.
Osoby rozpoczynające dietę, jeszcze nie do końca świadome różnic smakowych, po
wzięciu do ust bezglutenowej kromki chleba
firmy X z zaniepokojeniem stwierdzają,
że wyrób nie ma nic wspólnego z tym, co
jadły dotąd każdego dnia. Nie ma chrupiącej
skórki. Zapach łudząco przypomina
plastik, a struktura sprasowane trociny.
Jakby tego było mało, termin przydatności
do spożycia, jak na chleb, jakiś niewiarygodnie
długi.
Pamiętam, jak znalazłszy się w nowej sytuacji,
z zazdrością patrzyłam na spisy treści
w książkach czy blogi pełne przepisów na
pieczywo. Musiało minąć dużo czasu, bym
dojrzała do zrozumienia, że przecież nie
ma rzeczy niemożliwych. By wreszcie się
do tego przyłożyć, musiałam dostać kolejną
partię rozpaczliwych maili.
Pierwszą osobą, która przekonała mnie, że
jednak warto próbować, była pani Grażyna
Konińska ze Stowarzyszenia Osób z Celiakią
i na Diecie Bezglutenowej. Wspólnie
prowadziłyśmy warszawskie warsztaty dla
nowo zdiagnozowanych. Ja pokazywałam,
jak piec słodkie ciasta, ona wyczarowywała
ogromne, rumiane, puszyste, wyrośnięte
bochenki. Kiedy przyszło do krojenia,
nie mogłam wyjść z podziwu. Patrząc, jak
w ułamkach sekund znikają kolejne kawałki,
wzięłam sobie do serca chlebową misję.
Po powrocie czekały mnie dziesiątki prób.
Rzeczywiście, z gotowych mieszanek udawało
się wypiekać piękne bochenki, zgrabne
bułeczki i wcale nieodbiegające wyglądem
od tych sklepowych drożdżówki,
chałki czy rogaliki. W sobotnie poranki, kiedy
wszyscy domownicy jeszcze spali, z radością
bardzo wcześnie zrywałam się z łóżka,
by jak najszybciej wymieszać składniki
i z dreszczykiem emocji czekać na efekty.
Zdecydowana większość prób kończyła się
sukcesem. Niestety, pojawił się inny problem.
Po śniadaniach z udziałem takiego pieczywa
niestety nie czułam się dobrze. Czy
chcemy tego, czy nie, skład gotowych mieszanek
jednak odbiega od ideału. Musiałam
sięgnąć po inne rozwiązania. Dopiero podczas
ostatnich wakacji udało mi się spełnić
moje pachnące domem chlebowe marzenie,
bez glutenu, ale z sercem. Kiedyś moje
wszystkie próby z naturalną mąką kończyły
się niepowodzeniem. Działo się tak dlatego,
że przyzwyczajona do struktury i zachowania
tradycyjnego ciasta, nie przyjmowałam
do wiadomości, że to bezglutenowe może
rządzić się swoimi prawami. Okazuje się, że wykorzystując mąkę z mielonych w młynku
ziaren, wcale nie musimy otrzymać twardej
cegły. Teraz ogromną przyjemność sprawia
mi układanie sezonowych warzyw z przydomowych
grządek na kromkach pysznego,
chrupiącego chleba, posmarowanych
własnoręcznie przyrządzonymi roślinnymi
pastami.
W tym rozdziale proponuję wielokrotnie
sprawdzone przepisy na domowe pieczywo
z naturalnych składników. Zacznij od
wyhodowania otwierającego furtkę do niezliczonych
możliwości, prostego zakwasu.
Przygotuj dla niego ciepły kąt. Poznaj podstawowe
techniki i koniecznie pobudź wyobraźnię,
która pomoże Ci w tworzeniu
własnych kompozycji. Wypiek bezglutenowego
pieczywa rządzi się swoimi żelaznymi
zasadami. Jeśli zawsze będziesz postępować
zgodnie z nimi, obiecuję, że efekty
przerosną Twoje najśmielsze oczekiwania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz