czwartek, 28 kwietnia 2016

PRZECIWDZIAŁANIE STARZENIU OD ZEWNĄTRZ

PRZECIWDZIAŁANIE STARZENIU OD ZEWNĄTRZ
 Czy to znaczy, że powinno się wyrzucić wszystkie kremy do twarzy i ciała i nie robić nigdy więcej żadnych zabiegów na twarz? Nie! Najlepsza skóra to taka, o którą dba się od wewnątrz i od zewnątrz. Od zewnątrz stosujemy leczenie miejscowe, które wzmacnia i nawilża skórę, stymuluje produkcję kolagenu, zmniejsza przebarwienia i pomaga likwidować zmarszczki różnej wielkości. Jednak dopiero połączenie tego z leczeniem od wewnątrz daje naprawdę doskonałe rezultaty. Jednak na rynku jest tyle balsamów, mikstur, zastrzyków i kuracji, skąd zatem masz wiedzieć, które będą najlepsze dla ciebie? W dalszych częściach książki wytłumaczę to, opowiadając, co stosuję u moich pacjentów, z których wielu jest znanymi aktorkami i aktorami, a także jest związanych ze światem mody. Dla nich ich twarz jest bogactwem.
 Wierzę natomiast, że twarz, nad którą ewidentnie pracowano, przesadzając przy tym z wypełniaczami, tak że cała jest trochę nabrzmiała, lub gdzie użyto zbyt wielu zastrzyków, przez co twarz nie może wyrażać emocji, które są jednymi z pierwszych oznak komunikacji, to „nowa starość”. Nie jestem w tym osamotniona – coraz więcej moich pacjentów odmawia zastrzyków i zamiast tego szuka kuracji powstrzymujących starzenie, które dają bardziej naturalne rezultaty w postaci świeższej, promiennej skóry, która nadal może wyrażać uczucia.
 Ja widzę „nową młodość” jako posiadanie czystej, pełnej blasku, promiennej, nawilżonej, a także mocnej skóry, o równym odcieniu. Chcesz, żeby twój wygląd był zdrowszy, tak żeby ludzie, patrząc na ciebie, nie myśleli „ma tyle i tyle lat”, tylko „och, wygląda wspaniale”. Kilka zmarszczek może podkreślać twoje dobre życie, jednak nie musi im towarzyszyć szorstka lub obwisła skóra. Możesz mieć wspaniałą, promienistą cerę z minimalnymi przebarwieniami, niezależnie od wieku. Muszę tu przypomnieć, że pewne oznaki starzenia są naturalne i nie do uniknięcia. Jednak przejmując kontrolę nad własnym zdrowiem, sprawisz, że nie pojawi się przedwczesne starzenie.
Przez lata mówiłam to swoim pacjentom i jestem zachwycona tym, że napisanie tej książki sprawi, iż dotrę do znacznie szerszej grupy odbiorców, niż kiedykolwiek miałabym szanse spotkać w moich klinikach. Czytając tę książkę, wyobraź sobie, że jestem twoim osobistym doktorem naturopatii, u ciebie w domu, niezależnie od tego, gdzie mieszkasz.
Osiem oznak starzenia, z którymi ten plan sobie poradzi:
 1  Drobne i większe zmarszczki.
 2  Skóra wiotka i obwisła.
 3  Skóra z przebarwieniami.
 4  Skóra matowa, pozbawiona życia.
 5  Skóra szorstka.
 6  Trądzik dorosłych.
 7  Trądzik różowaty.
 8  Sińce i worki pod oczami.
 Cztery sposoby, w jaki to uczyni:
1  Poprawiając zdrowie jelit, czyli miejsca, gdzie rozpoczyna się starzenie.
 2  Zwalczając stan zapalny i przeciwdziałając w ten sposób starzeniu na poziomie komórkowym.
 3  Bilansując hormony sprzyjające młodości i starzeniu, które w dzisiejszym życiu są rozchwiane.
 4  Ujawniając doskonały program pielęgnacji skóry, który przeciwdziała jej starzeniu.
 Jeden niesamowity rezultat:
 1  Młodsza, zdrowsza ty.

WSZYSTKIE INFORMACJE SĄ W KSIĄŻCE Młoda bez skalpela zobacz>>>

wtorek, 26 kwietnia 2016

PRZECIWDZIAŁANIE STARZENIU SIĘ OD ŚRODKA

 PRZECIWDZIAŁANIE STARZENIU SIĘ OD ŚRODKA
Zobacz cały poradnik: Młoda bez skalpela>>>

Moja opowieść zaczyna się wraz z otwarciem pierwszej kliniki w Vancouver w 2001 roku. Jestem licencjonowanym doktorem naturopatii. Oznacza to, że jestem wykwalifikowana w leczeniu przyczyn chorób przy użyciu różnych bezpiecznych i efektywnych terapii, takich jak tradycyjna chińska medycyna, ziołolecznictwo, dietetyka, poradnictwo i rehabilitacja. Doktorzy naturopatii leczą pacjentów z szerokiej gamy przewlekłych dolegliwości, takich jak alergie, problemy trawienne, zaburzenia hormonalne, otyłość, przewlekły ból czy menopauza.
Doktorzy naturopatii to nie to samo co naturopaci. Licencjonowany doktor naturopatii musi zaliczyć ponad 1200 godzin szkolenia i leczyć ponad 225 pacjentów, zanim uzyska kwalifikacje. W dobrej szkole program medycyny naturopatycznej obejmuje więcej godzin z żywienia człowieka niż w niektórych najlepszych szkołach medycznych w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jest z naukami biomedycznymi, wśród których znajdują się: anatomia, biologia komórki, fizjologia, neuronauki i biochemia.
 Wykształcenie takie oznaczało, że gdy tylko otworzyłam klinikę, zaczęłam przyjmować pacjentów z różnymi schorzeniami. Mówiąc o swoich objawach, nie opowiadali tylko o zdrowiu, ale także o wyglądzie – bardzo często zwracali mi uwagę na to, że starzeją się szybciej, niż powinni. Narzekali na brak blasku swoich twarzy, zmarszczki rozwijające się zbyt szybko i szorstką skórę, na której na dodatek pojawiały się przebarwienia. Niektórzy myśleli sobie: no cóż, starzeję się, chyba pora zaakceptować, że nie wyglądam i nie czuję się już tak młodo jak w wieku dwudziestu kilku lat. Inni używali wypełniaczy i zastrzyków, po których twarz stawała się nieruchoma, myśląc, że tylko tak mogą powstrzymać zmiany. Nie zgadzałam się z tym. Niestety, w obecnych czasach zarówno kobiety, jak i mężczyźni są poddawani presji społecznej, by wyglądać młodziej. Jednak bez sensu jest być wyczerpanym w środku, starszym na zewnątrz i maskować i jedno, i drugie wypełniaczami i zastrzykami z botoksu.
 Patrząc z perspektywy czasu, wydaje się, że miałam rację. W miarę leczenia problemów moich pacjentów związanych z jelitami, zaburzeniami hormonalnymi i stanem zapalnym, które stały za większością ich dolegliwości zdrowotnych, zaczęli oni dostrzegać znaczące zmiany na skórze; różne oznaki starzenia, na które wcześniej narzekali, uległy zmniejszeniu. Razem z pacjentami byliśmy tym zachwyceni. Nie tylko pomagałam im osiągnąć optymalne zdrowie, lecz pomagałam także odwrócić bieg zegara i wyglądać lepiej niż kiedykolwiek. Wkrótce zaczęli opowiadać o tym rodzinie i znajomym. Gdy mężowie pacjentek zauważyli różnicę, także zaczęli przychodzić. Dlatego właśnie myślę o swoich pacjentach jak o jednej wielkiej, szczęśliwej rodzinie.
 Wtedy zdecydowałam, żeby uzupełnić swoje wykształcenie i zostać także specjalistą medycyny estetycznej – specjalistą od pielęgnacji skóry. Czułam, że dzięki obu kierunkom będzie mi łatwiej odkryć przyczyny przedwczesnego starzenia się.
 Przychodziło do mnie coraz więcej pacjentów, a ja, wraz z rozwojem swojej wiedzy, coraz lepiej rozumiałam związek między zdrowiem a starzeniem. W końcu uświadomiłam sobie, że jest ścisła zależność między zdrowiem czyichś jelit lub dietą a stanem ich skóry. Na przykład jeśli ktoś jadał dużo produktów mlecznych przez kilka tygodni przed wizytą, często miał cienie pod oczami. Zwiększone spożycie alkoholu skutkowało pojawieniem się zmarszczek, zarówno drobnych, jak i większych, dookoła ust, bruzd nosowo-wargowych (linii biegnących w dół od boków nozdrzy do ust) i w okolicy oczu. Wykluczenie z diety glutenu sprawiało, że twarz stawała się mniej pulchna i nabrzmiała. Wykorzystywałam tę wiedzę razem z kombinacją tradycyjnego chińskiego mapowania twarzy do tworzenia planów leczenia. Szybko zdałam sobie sprawę, że realizowanie planu leczenia sprawiało, że skóra pacjentów rozjaśniała się i wiele objawów starzenia ulegało odwróceniu. Pacjenci z trądzikiem różowatym, a także matową, suchą i obwisłą skórą zauważali tak duże różnice, że ich rodziny i znajomi dopytywali się, czy poddali się zabiegom chirurgicznym. To działało tak dobrze, że nie mogłam zrozumieć, dlaczego dermatolodzy nie stosowali diety do walki z przyczynami, które miały negatywny wpływ na skórę.
Ostatni element układanki
 Uważam się za biochemicznego detektywa. Zawsze staram się znaleźć przyczynę leżącą u podstaw problemów moich pacjentów, a nie tylko leczyć objawy. Zdałam sobie sprawę, że wszystko wskazywało na to, że przedwczesne starzenie, a także wiele innych problemów ze zdrowiem i wyglądem skóry, jest związanych z nieprawidłowym działaniem układu pokarmowego.
 Może to być zaskoczeniem, w końcu czemu coś, co się dzieje w głębi ciała, daleko od twarzy, ma mieć wpływ na to, jak staro wyglądasz lub jak zdrowa wydaje się twoja skóra. Jednak mnie to nie zaskoczyło. Jelita są centrum sterowania organizmu, tu się zaczyna zdrowie i śmierć. Cokolwiek dzieje się w jelicie, będzie miało wpływ na skórę i zdrowie całego ciała. Wytłumaczę to dokładniej na dalszych stronach, ale mówiąc w skrócie, dzieje się tak: słabe zdrowie jelit sprawia, że skóra jest pozbawiona składników odżywczych koniecznych do tego, by była w dobrej kondycji. Powoduje to także wzrost stężenia czynników wywołujących stan zapalny, który pośrednio i bezpośrednio uszkadza skórę, oraz szybsze jej starzenie i zaostrzenie chorób zapalnych, takich jak trądzik czy trądzik różowaty. Brak równowagi w jelitach lub ich zły stan zdrowia ma wpływ na gospodarkę hormonalną organizmu, co znacząco odbija się na wyglądzie skóry. W skrócie, słabe zdrowie jelit ma wpływ co najmniej na trzy z głównych mechanizmów związanych z tym, w jakim tempie będzie się starzeć skóra i reszta twojego ciała. Uświadomiłam sobie, że lecząc jelita i dbając o poprawną pracę przewodu pokarmowego, co stało się normą u każdego pacjenta, blokowałam czynniki wyzwalające procesy starzenia. Efekty tego widzieliśmy razem z pacjentami.
 Nie miałam na to wszystko nazwy, aż pewnego dnia leczyłam pacjentkę, która miała problemy z trawieniem. Była także zaniepokojona stanem zdrowia swojej skóry i tym, że wyglądała na starszą niż była. Powiedziałam do niej: wiesz, że starzejesz się szybciej przez swoje problemy z trawieniem? Odpowiedziała: Mówisz, że starzeję się trawiennie? I nagle miałam nazwę na to, co widziałam u tak wielu ludzi. Wszystko zatoczyło koło. Znałam przyczyny, wiedziałam, jak z nimi walczyć, i miałam termin, którym mogłam to wytłumaczyć światu.

 Od tego czasu leczyłam dosłownie tysiące ludzie na starzenie trawienne i jestem pewna, że świat zdrowia i urody był wcześniej czegoś pozbawiony. Wspominam o zdrowiu, ponieważ skóra nie jest tylko czymś, na czym objawiają się oznaki starzenia, a jelita mogą być przyczyną wielu innych problemów, które dręczą nasze ciało, gdy się starzejemy. Bóle stawów, przybieranie w talii, przerzedzanie włosów, zły sen, brak energii i nasilenie objawów wypadowych menopauzy też mogą być związane ze zdrowiem jelit. Jeśli twoje jelita będą zdrowe, to objawy będą łagodniejsze. Nic dziwnego, że po takim leczeniu moi pacjenci nie tylko wyglądają młodziej, ale także młodziej się czują. W ich zdrowiu poprawia się wszystko – znów zyskują energię i chodzą sprężystym krokiem. Zobacz cały poradnik: Młoda bez skalpela>>>

środa, 20 kwietnia 2016

Dieta 50:5

Zapoznaj się z dietą 50:50 ZOBACZ: 

Dieta 50:50. Odchudzaj się co drugi dzień!>>>


   Dzisiaj zastosuj ograniczony post,
  a jutro możesz jeść wszystko!

   „Diety okazują się nieskuteczne”.

   Zapewne czytaliście taką opinię wielokrotnie – może nawet setki razy. Chociaż sformułowanie „Diety okazują się nieskuteczne” jest już właściwie truizmem, nie oddaje faktycznego stanu rzeczy. Prawda brzmi bowiem trochę inaczej: diety okazują się nieskuteczne, gdy stosujemy je każdego dnia, co wynika z faktu, że nikt nie potrafi wytrzymać codziennego wyzbywania się ulubionych potraw. Nikt nie potrafi tygodniami czy też miesiącami przestrzegać skomplikowanych i sztucznych zasad dotyczących odżywiania. Tak, diety okazują się nieskuteczne, ponieważ nie można ich w pełni zastosować!

   Ale powody braku efektywności tradycyjnych kuracji odchudzających pokrywają się z czynnikami, które sprawiają, że dieta 50:50 okazuje się skuteczna. W przypadku tej kuracji nie ma mowy o codziennym wyzbywaniu się jedzenia i przestrzeganiu surowych reguł. Nie musisz mi wierzyć na słowo, że taka jest prawda, bo w przeciwieństwie do innych diet mamy tutaj do czynienia z kuracją popartą wieloletnimi badaniami naukowymi.

   Sama dziesięć lat temu uzyskałam tytuł doktorski w dziedzinie nauk o żywieniu i zostałam profesorem nadzwyczajnym na Uniwersytecie Illinois w Chicago. Rozpoczęłam wówczas badania dotyczące redukcji wagi, a ściślej – ograniczonej formy postu, zalecanej co drugi dzień. To prosta, udowodniona naukowo strategia szybkiego i trwałego obniżenia masy ciała, a następnie utrzymania osiągniętego rezultatu przez resztę życia. Jednocześnie udało mi się przekształcić moje długoletnie własne prace badawcze, przynoszące pozytywne skutki, w praktyczny zestaw wskazówek, który prezentuję po raz pierwszy właśnie w tej książce.

   Pragnę w tym miejscu przedstawić współautora Diety 50:50. Bill Gottlieb napisał już dwanaście książek o tematyce zdrowotnej, które sprzedano na całym świecie w nakładzie ponad dwóch milionów egzemplarzy. Bill ma certyfikat trenera z zakresu ochrony zdrowia – wydawany przez Amerykańskie Towarzystwo Specjalistów Medycyny Naturalnej – i był redaktorem naczelnym w wydawnictwach o tematyce zdrowotnej (pracował w „Prevention Magazine Books” i w wydawnictwie Rodale Books).
rzy tworzeniu tej publikacji Bill przejawił umiejętności w dziedzinie sztuki pisarskiej, ale także chętnie podzielił się doświadczeniem jako dziennikarz, który posiada ogromną wiedzę o problematyce zdrowotnej. Wspierał mnie w poszukiwaniach najnowszych źródeł naukowych, przywołanych w niniejszej książce. Dietę 50:50 przenika entuzjazm i profesjonalizm Billa – trenera z zakresu ochrony zdrowia, który szczerze dba o kondycję swoich pacjentów i czytelników.

   W ramach uwag wstępnych zamierzam wyjaśnić różnicę między innymi kuracjami odchudzającymi a dietą 50:50, którą można również określić mianem diety CDD (skrót od pierwszych liter wyrażenia: co drugi dzień). Zaprezentuję tu również osobiste doświadczenia związane z obniżaniem masy ciała poprzez stosowanie proponowanej przeze mnie strategii. Następnie przedstawię krótki przegląd treści tej publikacji i sposób jej wykorzystania, tak aby proces redukcji zbędnych kilogramów zakończył się powodzeniem.
Zobaczmy więc teraz, czym zasadniczo różni się codzienne przestrzeganie diety od kuracji odchudzającej 50:50.

   Zapomnij o diecie, która nakazuje
  wyzbywać się jedzenia
  – poznaj dietę, która przynosi zadowolenie

   Kuracje odchudzające na każdy dzień obejmują zazwyczaj proces wyzbywania się jedzenia. Przeważnie mówią o tym, czego nie można jeść. Mówią też o tym, czego nie należy robić, a wszystko to razem wzięte brzmi tak, jakby przekazywano ci zestaw dietetycznych „dziesięciu przykazań” w stylu:

   
    Nie będziesz jadać więcej niż 10% tłuszczu.

    Nie będziesz jadać więcej niż 40 g węglowodanów.
Nie będziesz jadać mięsa.

    Nie będziesz jadać pszenicy.

    Nie będziesz jadać cukru.

    Nie będziesz pożądać cukru swojego sąsiada.
  

   Usiłujesz zatem przestrzegać „objawionego” szeregu nakazów – bez względu na to, czy jest ich dziesięć, czy sto. Ale twoje wysiłki kończą się frustracją. Tak więc „grzeszysz”; spożywasz „złe” rzeczy; czujesz się niczym grzesznik. Potem żałujesz. Obiecujesz poprawę. Ogłaszasz na przykład: „Nigdy już nie będę jadać pączków!”. Jednak w nieuchronny sposób cały cykl ponownie się powtarza. Znowu ponosisz porażkę.

   Dlaczego tak się dzieje? Po okresie wyzbywania się jedzenia nastaje bowiem czas nadmiaru w diecie – podobnie jak po nocy przychodzi dzień. Zakaz spożywania czegoś sprawia, że właśnie to danie kusi cię zwodniczo i zaczynasz mocno go pragnąć. Jesteś na diecie o małej zawartości ęglowodanów? Zapewne masz ogromną ochotę na pizzę. A może korzystasz z diety niskotłuszczowej, która bazuje na roślinach? Wówczas prawdopodobnie marzysz o steku. Z kolei przy diecie paleo w swoich marzeniach widzisz enchiladę z serem. Ostatecznie ulegasz tym wszystkim zachciankom. Może nawet w niepohamowany sposób.

   Głód stanowi następną przyczynę nieskuteczności codziennej diety. To pozytywny i naturalny wskaźnik, za pomocą którego organizm wysyła komunikat, że potrzebuje energii. Głód ma ci uświadomić, że nadszedł czas na większą liczbę kalorii. Niestety, diety reklamowane jako metody obniżenia wagi zmuszają do redukcji wartości kalorycznej posiłków (wbrew twierdzeniom niejednego guru od spraw odżywiania, zalecającego wysoki – albo niski – poziom węglowodanów, białka i/lub tłuszczu, ograniczanie kalorii zawsze okazuje się kluczowym elementem kuracji, jeśli chodzi o zrzucanie zbędnych kilogramów). Gdy jesteś więc na diecie, odczuwasz głód. Może nawet stajesz się osobą kapryśną czy też wręcz popadasz w przygnębienie. Przez dłuższy okres nikt nie potrafi radzić sobie z codziennym głodem i towarzyszącym mu stresem. Dieta 50:50 rozwiązuje ten problem, ponieważ nie pozwala, aby stosująca ją osoba wyzbywała się jedzenia w dłuższej perspektywie czasowej.

   Diety oferują skomplikowany i zniechęcający łańcuch zasad, których należy przestrzegać – w przeciwnym razie ich lekceważenie sprawi, że pożałujesz swoich decyzji. Słyszysz zatem o tym, co możesz jadać, ile i kiedy. W efekcie wszystkie reguły tego rodzaju przejmują kontrolę nad twoim życiem, a to nie jest przyjemne. Jak odmiennie wyglądałaby sytuacja, gdyby udało się zrzucić niepotrzebne kilogramy i nadal obowiązywałoby hasło:

   Jadaj wszystko to, czego pragniesz!
Dieta 50:50 sprawia, że redukowanie masy ciała staje się łatwe. Nie wymaga bowiem konieczności wyzbywania się jedzenia przez dłuższy czas. Obejmuje natomiast jedną prostą zasadę:

   Spożywaj 500 kalorii w dniu obowiązywania diety (dzień diety) i jadaj wszystko to, czego pragniesz, w dowolnych ilościach następnego dnia (dzień ucztowania).

   Nie musisz zwracać szczególnej uwagi na węglowodany, tłuszcze ani białka. Nie musisz unikać określonych produktów – możesz jadać wszystko. Nie musisz stosować skomplikowanych jadłospisów. I naprawdę możesz korzystasz z diety jedynie co drugi dzień. Jak szczegółowo wyjaśniam w pierwszym rozdziale, moje badania świadczą o tym, że w ramach diety 50:50 dochodzi do takiej samej obniżki wagi jak przy stosowaniu codziennej diety.

   Zalecana tutaj kuracja pozwala na wyzbywanie się jedzenia tylko przez jeden dzień. Natomiast w kolejnym dniu masz całkowicie wolną rękę, jeśli chodzi o to, co chcesz jeść. Teraz zapewne pomyślisz sobie: „Nie ma szans, żeby to działało. Podczas dnia ucztowania będę jeść tyle, że nigdy nie schudnę”. Jednak badania, które przeprowadziłam, pokazują, że te obawy są bezpodstawne. Nie dochodzi do przejadania się w tym dniu. Osoby przestrzegające diety 50:50 podczas dnia ucztowania spożywają posiłki średnio na poziomie 110% prawidłowego zapotrzebowania kalorycznego. Natomiast w dniu diety spożycie kalorii sięga 25% zalecanej powszechnie normy. W przypadku dwóch dni uzyskujemy więc o prawie 1/3 kalorii mniej niż ich standardowa dawka na ten właśnie okres. Dzięki tej kombinacji powstała doskonała formuła, która pozwala na stałą i bezpieczną redukcję masy ciała.

   Dlaczego osoby na diecie 50:50 nie objadają się w dniu ucztowania? Po prostu nie czują, że wyzbywają się jedzenia! Kiedy przestrzegasz tej kuracji, masz świadomość, że możesz jadać wszystko, czego pragniesz, dokładnie co drugi dzień. Nie musisz obawiać się braku „swobodniejszego jutra”, ponieważ takie jutro nastąpi już następnego dnia, a potem cała sytuacja szybko się powtórzy. Dieta 50:50 usuwa problem wyzbywania się jedzenia poprzez czerpanie satysfakcji ze spożywania różnorodnych posiłków.
ZOBACZ CAŁY PORADNIK: 

Dieta 50:50. Odchudzaj się co drugi dzień!>>>

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Cukier i stany zapalne

Załóżmy więc, że w czyimś ciele doszło do zalewu cukrem i HFCS. Stosunkowo niedawno odkryte i opisane przez naukę stany zapalne leżą u podstaw wielu niszczących nas dziś chorób, a w szczególności chorób serca, otyłości i cukrzycy. „Cukier może być czynnikiem sprzyjającym chorobotwórczym stanom zapalnym” – twierdzi Dave Grotto, RD, były rzecznik Amerykańskiego Towarzystwa Dietetycznego. „Upośledzona regulacja glukozy i insuliny jest podłożem stanów zapalnych”.

   W normalnych warunkach ostre stany zapalne są zjawiskiem pozytywnym, pomagającym np. w przezwyciężaniu skutków urazów. Gdy ktoś skaleczył się przy goleniu, w uszkodzonej okolicy natychmiast pojawiają się leukocyty niszczące bakterie, zamykające ranę i odbudowujące naruszone tkanki. Chroniczny stan zapalny (zwany też zapaleniem systemowym lub niskiego poziomu) to zupełnie inna sprawa.
   Chroniczne stany zapalne:

  
    upośledzają działania układu odpornościowego;

    mogą być przyczyną bólów;

    podnoszą poziomy trójglicerydów i cholesterolu, zwiększając ciśnienie tętnicze, a przez to przyczyniają się do rozwoju cukrzycy i chorób serca;
apalenia jelita do chronicznego zmęczenia, depresji, zmarszczek i suchości skóry. 

 
   
      Cukier
      (węglowodany)

      =

      chroniczne stany
      zapalne + urazy

      =

      uszkodzenia
      i dysfunkcje
      nerwów + bóle
   
 

   Co wywołuje chroniczne stany zapalne?

   Istnieją oczywiście predyspozycje genetyczne, panuje jednak obecnie przekonanie, iż najważniejszym czynnikiem sprzyjającym powstawaniu chronicznych stanów zapalnych jest standardowa amerykańska dieta obfitująca w specyficzne związki chemiczne (wszystkie te złe węglowodany, o których była mowa) oraz niedobory przeciwutleniaczy innych przeciwdziałających im składników odżywczych. A. Lee Dellon, MD, PhD, profesor chirurgii plastycznej i neurochirurgii z Wydziału Medycznego Uniwersytetu Johna Hopkinsa, pisze: „Głębokie wewnętrzne uszkodzenia nerwów obsługujących narządy końcowe7 mogą być przyczyną ukrytych stanów zapalnych powodujących bóle, urazy i choroby przewlekłe. Specjaliści zbliżają się dopiero do zrozumienia mechanizmów wywoływania tych stanów przez cukier”8. John Cooke, MD z Laboratorium Kardiologicznego Wydziału Medycznego Uniwersytetu Stanfordzkiego, specjalista kardiolog z doktoratem w dziedzinie biologii naczyń krwionośnych, uważa, że w wyniku prozapalnego działania substancji, takich jak cukier, wewnętrzne powierzchnie tętnic stają się bardziej podobne do rzepów Velcro aniżeli do naturalnych teflonowych gładzi.

   Sprawy wyglądają jednak gorzej, niż można się było spodziewać.


środa, 13 kwietnia 2016

Cukier ukryty

Producenci przemysłowej żywności ukrywają dodatkowy cukier w swoich produktach pod różnymi nazwami, nie zmienia to jednak jego niebezpiecznych ilości zawartych w składzie. Dlatego, czytając etykiety, powinniśmy odrzucać każdy artykuł, w którym wśród pierwszych pięciu ingrediencji pojawia się któraś z następujących nazw:

   Cukier brunatny

   Cukier buraczany

   Cukier daktylowy

   Cukier inwertowany

   Cukier karobowy

   Cukier kokosowy

   Cukier palmowy
Cukier słodowy

   Cukier trzcinowy

   Dekstroza

   Dekstryna

   Fruktoza krystaliczna

   Glukoza

   Karmel

   Koncentrat soku owocowego

   Maltodekstryna

   Maltoza

   Melasa trzcinowa

   Melasy

   Miód

   Muscovado
Nektar z agawy

   Odparowany sok trzcinowy

   Odparowany sok trzcinowy krystaliczny

   Odwodniony cukier trzcinowy

   Rapadura

   Słodzik kukurydziany

   Słód jęczmienny

   Sukanat

   Sukroza

   Syrop klonowy

   Syrop kukurydziany

   Syrop kukurydziany granulowany

   Syrop kukurydziany wysokofruktozowy

   Syrop zwyczajny (elementarny)
Syrop skrobiowy

   Syrop uszlachetniony

   Syrop z ciemnego ryżu

   Syrop z sorgo (prosa afrykańskiego)

   Syrop złocisty

   Syrop z suszonego owsa

   Turbinado


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Wysokofruktozowy syrop kukurydziany

Wysokofruktozowy syrop kukurydziany

Zwykły cukier składa się z glukozy i fruktozy w równych proporcjach. W syropie kukurydzianym o wysokiej zawartości fruktozy (High-Fructose Corn Syrup, HFCS) – jak jego nazwa wskazuje – przeważa fruktoza (55%); glukozy jest w nim tylko 45%. Ma to ogromne znaczenie, ponieważ produkt ma słodszy smak, im więcej zawiera fruktozy. Dodatkowo, nasz organizm szybciej przekształca fruktozę w tłuszcz (czyli metabolizuje i magazynuje) w wątrobie, cennym narządzie pełniącym wiele innych ważnych funkcji poza rozkładaniem kolejnych toksyn. Ponadto, glukoza zawarta w cukrze rafinowanym i węglowodanach skrobiowych może być przetwarzana w dowolnych komórkach ciała. Każda komórka zmuszona do działania – zarówno podczas czytania książki, jak i biegu maratońskiego, a nawet oddychania – czerpie energię z glukozy.
W dalszej części podaję więcej wyjaśnień na temat metabolizmu sukrozy i HFCS (tłumacząc, jak zazwyczaj zamieniają się w tłuszcz), na razie jednak podsumujmy to zagadnienie następująco:

  
    Pokarmy węglowodanowe zawierają cukry proste – sukrozę, glukozę i fruktozę4.

    Sukroza (cukier stołowy) składa się z fruktozy i glukozy w równych częściach (50/50).

    Wysokofruktozowy syrop kukurydziany (HFCS) ma słodszy smak.

    Fruktoza jest szybciej przetwarzana w wątrobie (mającej wiele innych ważnych zadań), co często prowadzi do jej stłuszczenia.

    Glukoza może być metabolizowana w różnych komórkach ciała, co ułatwia jej spalanie.

    A zatem: fruktoza jest naszym podwójnym wrogiem.
Pomimo tego, gdy ów najsłodszy ze słodkich produktów w latach 70. XX wieku stał się powszechnie dostępny, jego pojawienie się na rynku wydawało się cudownym rozwiązaniem w amerykańskim przemyśle spożywczym, gdyż w tym czasie ceny zwykłego cukru gwałtownie wzrosły, głównie z powodu ceł w handlu zagranicznym i wzrostu popytu w Stanach Zjednoczonych. Podnosiły się także ceny słodyczy i chrupkich słonych przekąsek, mieliśmy więc szansę, by się od nich odzwyczaić.

   Niestety, nowy tani słodzik produkowany z uprawianej masowo (i subsydiowanej przez rząd) kukurydzy był tym, czego przemysł spożywczy najbardziej potrzebował – substytutem cukru – nie tylko tańszym od niego, lecz także lepszym z punktu widzenia przemysłowej produkcji żywności.

   Ważną zaletę słodziku stanowił ciekły stan skupienia, ułatwiający łączenie z innymi składnikami, takimi jak mąka w bułkach do hamburgerów oraz popularne słodkie napoje (soft drinks). Dlatego właśnie bary szybkiej obsługi zaczęły nagle oferować te płyny w dużych opakowaniach za te same pieniądze, a odbiorcom pizzy dostarczanej do domów proponowano je gratis.

   Syrop kukurydziany wysokofruktozowy (HFCS) to jedna z głównych przyczyn zwiększania porcji handlowych – i naszych obwodów w talii – w ostatnich dekadach. Amerykanie konsumują dziś każdego dnia 12 łyżeczek samego HFCS, co stanowi aż 10% dziennego zapotrzebowania kalorycznego.


   Zastępowanie cukru wysokofruktozowym syropem kukurydzianym w produktach spożywczych ma jeszcze jedno istotne następstwo: udokumentowano skażenie rtęcią przerażająco wielu przekąsek zawierających ten składnik. Dlaczego? Ponieważ w pierwszym etapie produkcji HFCS w złożonym procesie oddzielania skrobi od ziaren kukurydzy główną substancją czynną jest stabilizowana rtęcią soda kaustyczna (popularnie zwana ługiem sodowym).

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Cukier

Nieproszony gość na stole

   Rafinowany cukier stołowy (biały lub brązowy, organiczny lub pakowany z pestycydami) to sukroza, której każda cząsteczka stanowi połączenie cząsteczek dwóch węglowodanów – glukozy i fruktozy. Nie łatwo się jej jednak pozbyć, jest bowiem jednym z głównych składników soków owocowych, mleka, jogurtów, miodu, melasy i syropu klonowego.
   Pod koniec XVIII wieku odkrycie możliwości pozyskiwania cukru krystalicznego z buraków cukrowych oraz wzrost produkcji trzciny cukrowej w krajach tropikalnych doprowadziły do obniżenia cen cukru, który przestał być dobrem luksusowym trzymanym w srebrnych szkatułkach, a stał się artykułem spożywczym powszechnego użytku.
   W początkach wieku XIX cukier rafinowany był jednak wciąż produktem względnie drogim, jego konsumpcja była więc stosunkowo niewielka. Dietetyk Jack Challem – autor książki pt. The Inflammation Syndrome (Syndrom stanów zapalnych) nazywa cukier rafinowany „genetycznie obcym składnikiem pokarmowym”, twierdząc, że „wiele obecnych problemów zdrowotnych wynika z nietolerancji i odrzucania przez ludzkie geny współczesnego pożywienia”. 
W pierwszych latach wieku XX konsumowaliśmy wprawdzie więcej cukru niż kiedykolwiek w historii, większość ludzi spożywała go jednak w umiarkowanej ilości około 12 kg rocznie. Dziś liczba ta jest dużo wyższa. Jak wcześniej wspomniałem, przeciętny Amerykanin zjada każdego roku około 80 kg cukru, czyli ponad 200 g (tj. 27 łyżeczek!) dziennie. Duży procent tej ilości znajduje się w wysoko przetworzonych przekąskach. Połowa pożywienia typowego mieszkańca USA to: słodzone napoje gazowane (soft drinks), słodkie wypieki (ciastka, pączki itp.), pizza, słone przekąski (czipsy ziemniaczane i kukurydziane, popcorn), białe pieczywo (chleb, bułki, bagietki, muffinki), piwo oraz frytki lub inne mrożone produkty ziemniaczane.
   Związek sukrozy z otyłością oraz towarzyszącymi jej objawami wysokiego ciśnienia tętniczego, wysokiego poziomu glukozy we krwi, hipercholesterolemii, migrenowych bólów głowy, zespołu cieśni nadgarstka, chorób pęcherzyka żółciowego, zespołu jelita drażliwego, refluksu i innych stanów przewlekłych jest niepodważalny. Robert Lustig, endokrynolog dziecięcy, profesor pediatrii klinicznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco, nazywa cukier wprost trucizną.
   Wczesne oznaki neuropatii często poprzedzają diagnozę cukrzycy. Dziwne kłucie w nadgarstkach, okazjonalne pieczenie stóp, łagodne i szybko ustępujące drętwienie palców dłoni oraz nieoczekiwane bóle głowy – to zapowiedzi tego, co może nastąpić później.
   A jednak, mimo złowrogich i obciążających cech, sukroza ma jeszcze groźniejszą siostrę bliźniaczkę.

piątek, 1 kwietnia 2016

Cukrzyca

Wyróżnia się obecnie trzy typy cukrzycy:  
    typ I, w którym układ odpornościowy niszczy komórki wytwarzające insulinę;
    typ II, w którym organizm wytwarza zbyt mało insuliny lub nie potrafi jej prawidłowo wykorzystywać;
    typ cukrzycy ciążowej, w której hormony kobiety ciężarnej zakłócają proces wytwarzania insuliny.
W niniejszej książce zajmujemy się cukrzycą typu II oraz głównymi czynnikami jej powstawania, rozwoju i kontrolowania.
   Już w latach 90. XX wieku obserwowałem kryzys narastający wokół cukrzycowej neuropatii obwodowej oraz wrzodów stóp i amputacji w bezpośrednim następstwie rozwoju cukrzycy. Gwałtownie powiększała się liczba rozpoznawanych przypadków cukrzycy typu II – nawet u dzieci. Proszę pamiętać, że bezpośredni związek tej przewlekłej choroby ze stylem życia jest nam dobrze znany. Połączenie diety wysokocukrowej (z dużym udziałem owoców, miodu i skrobi, które w procesach trawienia przekształcane są w cukier) z brakiem ćwiczeń fizycznych prowadzi nieuchronnie do cukrzycy typu II ze wszystkimi jej przykrymi powikłaniami.

   Związek cukru z cukrzycą typu II (diabetes mellitus II) jest cechą wyróżniającą tego schorzenia. Słowo diabetes pochodzi z języka greckiego, w którym oznacza ‘odsysanie’ – np. wody z ciała. Mellitus ma ównież rodowód grecki i oznacza ‘słodycz’. Połączenie tych znaczeń daje nam opis podstawowego objawu choroby, jakim jest ‘słodki mocz’. Od tysięcy lat lekarze badali organoleptycznie mocz pacjentów – jeśli był on słodki, diagnozowano cukrzycę (diabetes mellitus). Inną metodą rozpoznawania cukrzycy w starożytności było obserwowanie, czy mocz pacjenta przyciąga pszczoły. Dziś posługujemy się bardziej wymyślną metodą diagnostyczną – badamy zawartość glukozy (poziom cukru) w surowicy krwi.