wtorek, 28 lutego 2017

Choroby autoimmunologiczne

W przypadku zaburzenia flory bakteryjnej szkodliwe substancje zawarte w otoczeniu doprowadzają do zatrucia organizmu i zaburzenia metylacji, czyli zdolności do usuwania toksyn. Toksyny pobudzają układ immunologiczny oraz doprowadzają do stresu oksydacyjnego w komórkach, powodując ich uszkodzenia. Komórki ciała, a nawet całe narządy (np. tarczyca) nie są wtedy rozpoznawane przez układ odpornościowy jako własne, lecz jako obce, które należy zaatakować. Takie schorzenia jak reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie rozsiane, toczeń czy choroba Hashimoto są bezpośrednio powiązane z destrukcyjnym działaniem toksyn.
Oprócz uwarunkowań genetycznych to czynnik środowiskowy, w tym żywieniowy, bywa punktem wyjścia do tych schorzeń. Toksyny, wirusy, nietolerancje pokarmowe oraz stres upośledzają mechanizmy detoksu. Otyłość (komórki tłuszczowe – adipocyty) i czynniki żywieniowe (m.in. nadmiar tłuszczów nasyconych trans, sodu, niedobory witaminy D, brak w diecie błonnika, fitosteroli roślinnych, kwasów omega-3 z ryb) wpływają na przesunięcie równowagi cytokin we krwi w kie i zmniejszenie aktywności limfocytów regulatorowych (powściągających reakcje immunologiczne),  co sprzyja rozwojowi autoagresji.
Objawy choroby wynikającej z autoagresji są niespecyficzne i dotyczą całego organizmu. Należy do nich przewlekłe przemęczenie, którego nie uśmierza żaden odpoczynek ani sen. Często towarzyszą mu bole stawów i mięśni, chwiejny poziom cukru we krwi (czasem zbyt niski). Doskwierają wzdęcia, gazy, zaparcia (lub biegunki) i bole brzucha. Można zauważyć też obrzęki, słabą odporność, podatność na infekcje o każdej porze roku, nawracające grzybice, trudne rekonwalescencje, uporczywie podwyższoną temperaturę ciała. Dość charakterystyczny dla ich przebiegu jest stan depresji, huśtawki nastroju, drażliwość, bole głowy i wiele innych.
Raz uruchomionej choroby autoimmunologicznej nie daje się już powstrzymać, ale można ją bardziej lub mniej wyciszyć. Zależy to od stopnia jej zaawansowania i od spustoszeń, jakie zdążyła poczynić w organizmie. Leczenie farmakologiczne jest często nie tylko niezbędne, lecz także długotrwałe, ponieważ może trwać całe życie, jednak właściwa dieta, ustabilizowanie flory jelitowej, detoksykacja wątroby oraz odpowiednie metody relaksacji mogą znacznie dopomóc w okiełznaniu dolegliwości, a nawet przyczynić się do remisji.

Dzisiejsze doniesienia naukowe jednoznacznie łączą problem nieszczelności jelit z chorobami autoimmunologicznymi. Osoby z chorobą Hashimoto najczęściej cierpią też na nietolerancję glutenu lub na jej cięższą postać – celiakię, dlatego należy wykonać badania w tym kierunku, aby optymalnie dopasować dietę.
To był tylko fragment publikacji: Dieta uzdrawiająca organizm - Magdalena Makarowska  Zobacz całość>>>

czwartek, 23 lutego 2017

Czy orzechy brazylijskie regulują poziom cholesterolu?

Czy to prawda, że jednorazowo spożyta porcja orzechów brazylijskich obniży twój poziom cholesterolu skuteczniej niż leki i utrzyma go w ryzach nawet przez miesiąc?

   To było jedno z najbardziej zwariowanych odkryć, o jakich słyszałem.
Brazylijscy badacze (jakżeby inaczej!) przeprowadzili eksperyment polegający na jednorazowym podaniu dziesięciu osobom obu płci od jednegodo ośmiu orzechów brazylijskich. O dziwo, w przeciwieństwie do grupy kontrolnej, która nie otrzymywała orzechów w ogóle, już spożycie czterech sztuk niemal natychmiast poprawiało poziom cholesterolu. „Zły” cholesterol LDL opadał o zdumiewające 20 procent dziewięć godzin po zjedzeniu orzechów. Żadne leki nie działają nawet w przybliżeniu tak szybko.
   A teraz naprawdę niewiarygodna wiadomość: badacze zmierzyli ponownie poziom cholesterolu u uczestników badań po upływie trzydziestu dni.
Nawet w miesiąc po jednorazowym spożyciu orzechów poziom ten był nadal niski.
   Zazwyczaj kiedy w literaturze medycznej pojawiają się wyniki tego rodzaju, „zbyt piękne, żeby były prawdziwe”, lekarze czekają na powtórzenie badań, zanim wprowadzą zmiany w swojej praktyce klinicznej i zaczną zalecać nowość pacjentom, zwłaszcza że w tym wypadku eksperyment przeprowadzono na grupie zaledwie dziesięcioosobowej, a efekty wydają się nieprawdopodobne. Skoro jednak kuracja jest tania, łatwa i nieszkodliwa – mowa o zaledwie czterech orzechach brazylijskich na miesiąc – to moim zdaniem ciężar dowodu powinien spocząć na drugiej stronie. Myślę, że rozsądnie będzie stosować tę metodę, dopóki nie zostanie udowodniona jej bezużyteczność.
   Ale więcej nie oznacza lepiej. Orzechy brazylijskie zawierają tak dużo selenu, że zjadanie codziennie czterech sztuk oznaczałoby przekroczenie dopuszczalnej normy tej substancji. Spożywając tylko cztery orzechy miesięcznie, nie musicie się o nic martwić.


piątek, 17 lutego 2017

Dysbioza jelit

To był tylko fragment publikacji: Dieta uzdrawiająca organizm - Magdalena Makarowska  Zobacz całość>>>

Na początku należy przeprowadzić remanent w naszym organizmie i zadbać o nasz najważniejszy dla zdrowia narząd, czyli... Nie, nie chodzi o mozg (choć on też jest istotny), ale o jelita. To z nich płynie zdrowie. Ci, którzy rymują, że „zdrowe życie tkwi w jelicie”, mają bezwzględną rację.
Jelita biorą udział niemal we wszystkich procesach przebiegających w naszym organizmie, a wieloma z nich wręcz zawiadują. Każda, naprawdę każda osoba mająca nadwagę czy otyłość oraz powiązane z nimi schorzenia ma też problemy natury jelitowej. Najczęściej są to wzdęcia, zgaga, zaparcia, biegunki, bulgotania, nadżerki, owrzodzenia i wiele innych.
Coraz więcej badań wykazuje związek dysbiozy jelit, czyli zaburzenia w składzie naturalnej bakteryjnej flory jelitowej, z rozwojem nadwagi. Dobre bakterie biorą udział m.in. w regulacji wytwarzania hormonów układu pokarmowego przez wpływ na powstawanie krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych (KŁKT). Kiedy przeważa niekorzystna mikroflora, następuje hamowanie pasażu jelitowego, a nasila się lipogeneza wątrobowa oraz adipogeneza w tkance tłuszczowej. Może dochodzić też do wytwarzania KŁKT z błonnika pokarmowego, co zwiększa kaloryczność diety, czy do podwojenia gęstości naczyń włosowatych w nabłonku jelita cienkiego, co może skutkować zwiększonym wchłanianiem cukrów prostych. Badania nadal są w toku, ale coraz więcej wskazuje na ścisły związek stanu mikrobiomu z nadwagą.
W jelitach przebiegają najważniejsze procesy odżywiania organizmu i wchłaniania substancji odżywczych, w których zasadniczą rolę odgrywają też pożyteczne bakterie zamieszkujące przewód pokarmowy.
Na skutek problemów z tą naturalną florą organizm zaczyna cierpieć na nietolerancje pokarmowe, one zaś prowokują występowanie rozproszonych stanów zapalnych. Stąd bierze się
potem mnóstwo rozmaitych chorób.
Bakterie jelitowe odgrywają również rolę w utrzymaniu równowagi biochemicznej mózgu, współdecydując o naszym nastroju i stanie psychicznym (w tym kontekście dodam, że kobiety bezskutecznie próbujące zajść w ciążę zwykle cierpią na depresję, czasem niezdiagnozowaną, która wyklucza osiągniecie upragnionego sukcesu). Nieleczona dysbioza nasila stany depresyjne i koło się zamyka.
Kolejną sprawą są kuracje antybiotykowe. Zastanów się, czy często przechodziłaś infekcje i leczenie antybiotykami – i czy na pewno pamiętałaś o zalecanej ochronie probiotykowej. Po jednym szerokopasmowym antybiotyku flora bakteryjna musi się niekiedy regenerować ponad rok! Tymczasem założę się, że probiotyk traktowałaś jak opcjonalny dodatek, dający co najwyżej efekt placebo, a to duży błąd.
Zdrowa flora jelitowa przyczynia się do szczelności bariery jelitowej, ktora ma za zadanie chronić środowisko przewodu pokarmowego od świata zewnętrznego. Zaburzenie jej ciągłości grozi przepuszczaniem do krwiobiegu substancji, ktore nigdy nie powinny się tam przedostać: wirusów, bakterii oraz niedostatecznie strawionych cząstek pokarmu. Dochodzi wtedy między innymi do alergii i nietolerancji pokarmowych, ktorych powiązanie z dysbiozą jelit jest często ignorowane.
• Alergia pokarmowa typu I (IgE-zależna) jest łatwa do zauważenia. Po zjedzeniu nawet niewielkiej ilości alergizującego pokarmu reakcja organizmu (biegunka, wysypka, duszności) następuje szybko i gwałtownie.
• Alergia IgG-zależna, zwana też nietolerancją pokarmową, jest trudniejsza do uchwycenia, ponieważ produkt zjedzony w poniedziałek może dać objawy na przykład dopiero w środę!
Dolegliwości nie są tak gwałtowne, ale i tak są uciążliwe oraz bardzo zróżnicowane: od zaparć, zgagi, wzdęć, biegunek przez problemy ze skorą, nadwagę, nadciśnienie, migreny i astmę po kłopoty ze snem, a nawet depresję. Manifestacja choroby zależy od miejsca, w którym przeciwciała IgG znajdą się wraz z przetransportowaną cząsteczką uczulającego pokarmu.
Zjawiska te mają u źrodeł zwiększoną przepuszczalność bariery jelitowej. W prawidłowo funkcjonującym organizmie bariera ta wychwytuje chorobotwórcze mikroorganizmy i szkodliwe substancje przedostające się z pożywieniem, wiąże je i sprawnie usuwa z pomocą komórek układu immunologicznego. Jednak w sytuacji rozszczelnienia błony jelitowej do krwiobiegu dostają się między innymi duże cząsteczki pokarmowe, które – choć zasadniczo niegroźne – w tych okolicznościach zostają uznane za niebezpiecznego intruza przez układ odpornościowy, nastawiony na usuwanie wszelkich „obcych” z krwiobiegu.
Przyczyny rozpowszechniającej się obecnie dysbiozy jelit są związane ze współczesnym trybem życia. Są to:
• wszechobecny stres;
• częste infekcje zwalczane seriami antybiotyków;
• nadużywanie leków, szczególnie przeciwbólowych, inhibitorow pompy protonowej (które zmieniają pH żołądka), steroidów i hormonowi;
• nadużywanie kawy, alkoholu, napojów energetycznych, palenie papierosów;
• spożywanie żywności zanieczyszczonej pestycydami, herbicydami, toksynami (dioksyny)
oraz metalami ciężkimi (rtęć);
• kontakt z chemią przemysłową w kosmetykach i środkach czystości (parabeny, barwniki, aromaty, silikony; w szczególności zwróć uwagę na produkty do higieny intymnej – podpaski i tampony, wkładki z chlorem) oraz w odświeżaczach powietrza;
• przetworzona żywność – pełna rakotwórczych konserwantów (azotan sodu), sztucznych słodzików (aspartam), wzmacniaczy smaku (glutaminian sodu), syntetycznych barwników i aromatów, spulchniaczy, fosforanów, rafinowanej soli, cukru, utwardzonych olejow roślinnych i wielu innych;
• nadmierne treningi.
Jeśli prowadzimy ogólnie zdrowy tryb życia i na co dzień korzystamy z nieprzetworzonej żywności, większość z tych czynników nie musi nam szkodzić, bo przed ich wpływem chroni nas dobrze odżywiona flora jelitowa. Jednak w przypadku wielu chorób, szczególnie o podłożu autoimmunologicznym, te elementy naszego stylu życia są bardzo istotne i należy zadbać o ich eliminację oraz indywidualną terapię probiotykową.
Konsekwencją zaburzenia flory bakteryjnej może być też wzrost grzybów (kandydoza) lub zespół przerostu flory bakteryjnej jelita cienkiego (znany pod angielskim skrótem SIBO od Small Intestinal Bacterial Overgrowth), a także stany zapalne. Przewód pokarmowy ma określone pH na każdym odcinku, w którym bytują inne pożyteczne szczepy bakteryjne. Gdy przyjmujemy leki typu inhibitory pompy protonowej, które zobojętniają kwas żołądkowy, białka z pożywienia nie zostają odpowiednio rozłożone, enzymy trzustki nie funkcjonują sprawnie. W konsekwencji pokarm nie zostaje strawiony, obciąża żołądek i nasila efekt niestrawności. Ponadto wysokie pH w żołądku prowokuje rozwój bakterii patogenicznych, co nasila efekty choroby i dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Dlatego tak istotne jest indywidualne zdiagnozowanie problemu i kompleksowe zadbanie o optymalne warunki trawienia na każdym etapie.
Powszechnie ignorowanym aspektem dysbiozy jelit są jej mniej spodziewane konsekwencje:
Dolegliwości ze strony układu nerwowego. Depresja oraz inne zaburzenia psychiczne mogą mieć swoj początek w układzie pokarmowym, gdzie powstaje 90 procent serotoniny oraz większość neuroprzekaźników. Okazuje się, że jelita (na których stan ma wpływ nasza dieta) i mozg tworzą ze sobą nierozerwalny związek.
Co więcej, 70 procent komórek naszego układu immunologicznego również znajduje się w jelitach!
To właśnie one stykają się na co dzień z milionami cząsteczek pokarmu, wirusami, bakteriami, toksynami. Podejmują więcej decyzji w ciągu jednego dnia niż reszta układu odpornościowego przez całe nasze życie! Gdy się o tym pomyśli, wręcz zdumiewa fakt, że człowiek jest w stanie przeżyć proces jedzenia! Skład naszego pożywienia, ilość białka, tłuszczu i węglowodanów oraz witamin i minerałów w ogromnej mierze ma wpływ na to, czy układ immunologiczny zaakceptuje je i nie podejmie walki, czy też uaktywni się, traktując cząsteczki lub tkanki naszego własnego organizmu jako domniemane alergeny, doprowadzając do uczuleń lub chorób o podłożu autoagresji. 
To był tylko fragment publikacji: Dieta uzdrawiająca organizm - Magdalena Makarowska  Zobacz całość>>>

czwartek, 16 lutego 2017

Stres-free slow-food

Stres-free slow-food, czyli wrzuć na luz
Mamy tylko jedno zdrowie i jedno życie. Powinniśmy przeżyć je tak, aby mieć z niego jak najpełniejszą satysfakcję. Czasem wymaga to poświęceń, ale czego nie robi się w imię wyższego celu?
Wiemy przecież, że prawie nic nie przychodzi łatwo. Nieraz aby zrealizować zamierzenia, trzeba poświęcić część starych nawyków i przyzwyczajeń, wyjść ze swojej strefy komfortu i otworzyć się na nowe doświadczenia.
Piszę o tym dlatego, że sprawa ta ma też bardzo trywialny, codzienny aspekt. Regularnie w swojej praktyce w gabinecie dietetycznym spotykam się z pacjentkami i pacjentami, od których słyszę, że są od wielu lat, czasem od dzieciństwa, przyzwyczajeni do określonego sposobu jedzenia: jeśli jedzą fasolkę szparagową, to zawsze z bułką tartą, jeśli leczo, to z kiełbasą, jeśli pieczywo, to tylko białe z masłem i szynką, zupę zawsze zabielaną śmietaną i koniecznie z kluskami, wodę raczej smakową, a rybę koniecznie w panierce. Rzecz nie w tym nawet, że nie chcą tego zmienić, tylko po prostu nie pomyśleli, że można inaczej... A przyzwyczajenie i siła nawyku niestety często są destrukcyjne.
Skoro mowa o nawykach, nasuwa mi się dygresja a propos żywienia małych dzieci. Okazuje się, że większość (blisko 80 procent) osob z problemem otyłości oraz chorobami cywilizacyjnymi była w dzieciństwie karmiona mlekiem modyfikowanym, miała problemy z infekcjami i przechodziła ciągłe kuracje antybiotykowe, a także była przekarmiana przez babcie i dziadków oraz nadgorliwych rodziców, według których danie dziecku słodyczy było przejawem miłości. Niestety bywa tak do dziś i kiedy trafia do mnie otyłe dziecko, na sugestię odstawienia słodyczy (ciastek, czekoladek, cukierków, lizaków, słodkich napojów) czy frytek i kotletów w panierce często słyszę od rodziców, że oni swojemu dziecku nie będą żałować jedzenia. Nie uwierzycie, ale największy problem ze zdrową dietą mają nie dzieci, lecz ich rodzice!
Cały czas pokutuje przekonanie, że dobrze wykarmione i pulchne dziecko to zdrowe dziecko.
Szkoda tylko, że to wykarmienie polega na codziennym przyzwalaniu na słodycze, soki z kartonów oraz jedzenie w fast foodach... Prawda jest brutalna: 80 procent produktów sprzedawanych w sklepach w ogóle nie nadaje się do konsumpcji! Żywność przetworzona, przesłodzona i konserwowana, nafaszerowana sztucznymi barwnikami i aromatami zajmuje półki w dziale z nabiałem, wędliną, pieczywem, płatkami zbożowymi, a nawet sokami, ktore kojarzą się przecież ze zdrową żywnością.
Aby zrozumieć sens zdrowego odżywiania, warto zacząć czytać ze zrozumieniem etykiety produktów.
Najgorszą grupę stanowią, powszechnie uważane za zdrowe, produkty typu light, fit itp.! To, co potocznie wygląda na „dietetyczne”, jest w rzeczywistości przeładowane cukrem i sztucznymi  dodatkami! Produkty light są odtłuszczone, w związku z tym zamiast tłuszczu dodaje się do nich inne wypełniacze oraz syropy glukozowo-fruktozowe.
Zerknij na pierwsze z brzegu opakowanie batonika muesli w polewie jogurtowej (sic!). W roli głownej występują – niemal dla kamuflażu – w 30 procentach płatki zbożowe (owsiane, żytnie, jęczmienne), ale dalej nie jest już tak kolorowo: mąka pszenna słodowa, płatki kukurydziane, syrop glukozowy, syrop cukru inwertowanego, ekstrakt słodowy z jęczmienia, substancje utrzymujące wilgoć (sorbitol), suszona słodzona żurawina, olej palmowy, olej roślinny utwardzony, emulgatory (lecytyna sojowa, mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych), syrop cukru brązowego, sól, aromat, przeciwutleniacz (mieszanina tokoferoli), melasa cukru trzcinowego i regulator kwasowości (fosforan trójosodowy).
W polewie jogurtowej mamy: cukier, tłuszcz roślinny, serwatkę w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, proszek jogurtowy 2%, tłuszcz, aromaty, emulgatory (lecytyna sojowa, E476) itd. Mam nadzieję, że rozumiecie, o czym piszę. W tym zestawieniu cukier goni cukier i chemią pogania!
Co gorsza, takich produktów na sklepowych półkach jest cała masa! Jak więc kupować? Co wybierać?
Przede wszystkim należy sięgać po produkty świeże, z których możemy wszystko ugotować SAMODZIELNIE! O tym właśnie napiszę szczegółowo w najbliższym rozdziale. 



To był tylko fragment publikacji: Dieta uzdrawiająca organizm - Magdalena Makarowska  Zobacz całość>>>

środa, 15 lutego 2017

Kompleksowość problemu z wagą

Otyłość stoi na przeszkodzie zdrowiu i osiągnięciu równowagi hormonalnej, ponadto wiąże się z wieloma chorobami i przewlekłym stanem zapalnym. Dlatego kiedy zaczynamy czuć się źle, a wskazówka wagi z uporem szybuje coraz wyżej, warto poddać się szczegółowej diagnozie. Nie zdarzyła mi się jeszcze otyła osoba, która miałaby TYLKO nadmiar kilogramów. Mimo że pojedyncze wyniki wydają się trzymać w widełkach wartości referencyjnych, sztuką jest ich prawidłowa interpretacja. Zadowalanie się tym, że pojedynczy wynik jest w normie, należy do kardynalnych błędów w stawianiu diagnozy.
Dobrym przykładem jest oznaczenie hormonu TSH, którego norma, zależnie od laboratorium, wynosi 0,27–5,2 mU/l, jednak wynik prawidłowy dla kobiety w okresie rozrodczym to nie więcej niż 1,5 mU/l! Ponadto poziom samego TSH o niczym nie świadczy. Aby poprawnie zdiagnozować pacjenta, należy zrobić pełny pakiet tarczycowy oraz USG tarczycy.
Nadrzędną sprawą jest więc znalezienie dobrego i wnikliwego specjalisty. Trzeba dociec, jaka jest głęboka przyczyna nadwagi, a także czy pojawiły się już jej ewentualne następstwa. W tym celu oprócz opieki dietetyka ważna jest też konsultacja z doświadczonym lekarzem. Często należy:
1. Sprawdzić poziom hormonów tarczycy oraz ich konwersję (TSH, f T3, f T4), a także ewentualną obecność przeciwciał anty-TPO, anty-TG.
2. Oznaczyć poziom hormonów płciowych (testosteronu, LH/FSH, prolaktyny) oraz wykonać USG jajników (celem wykluczenia lub potwierdzenia PCOS).
3. Wykonać USG tarczycy w celu wykluczenia autoimmunologicznego zapalenia tarczycy, zwanego chorobą Hashimoto.
4. Sprawdzić stan nadnerczy – poziom kortyzolu, ACTH, DHEA-S, aldosteronu.
5. Zbadać poziom insuliny na czczo, krzywą insulinową i glukozową po jednej i dwóch godzinach w celu wykrycia ewentualnej insulinooporności lub utajonej cukrzycy typu 2.
6. Wykryć ewentualne nietolerancje pokarmowe – głównie na gluten (przeciwciała anty-GAD, anty-IA-2, IgA przeciw transglutaminazie tkankowej, całkowite IgA, IgE), jaja, zboża, mleko.
7. Oznaczyć poziom peptydu C, informujący o pracy trzustki i potencjalnym zagrożeniu cukrzycą.
8. Zbadać poziom witaminy D3 (25-OH-D3). Jej niedobory nasilają ryzyko chorób auto-immunologicznych,
otyłości, niedokrwistości.
9. Sprawdzić poziom witaminy B12, ferrytyny, kwasu foliowego, żelaza i selenu.
10. Oznaczyć poziom CRP i OB w celu wykrycia toczących się ewentualnie stanów zapalnych.
11. Zbadać poziom cholesterolu i trójglicerydów oraz homocysteiny.
12. Wykonać badanie mutacji genu MTHFR – badanie zaburzenia metylacji.
13. Wykonać analizę moczu (kwas moczowy, kreatynina, mocznik).
14. Zrobić badania na boreliozę oraz pasożyty (glistę ludzką).
Nie zawsze trzeba robić wszystkie te badania, ale nie wolno ignorować wymogów własnego organizmu i testować na sobie dowolnie wybranych diet, bo wtedy mogą one narobić więcej szkody niż pożytku. Parametrów do sprawdzenia jest całkiem sporo, a jeśli pozostaną one niezweryfikowane, ułożenie prawidłowej diety jest praktycznie niemożliwe. Co prawda w jednym poradniku trudno jest zaproponować zasady, które będą uniwersalne dla tej swoistej puszki Pandory z chorobami metabolicznymi, ale mam nadzieję, że zaufacie mi i wypróbujecie mój plan. Zawarłam tu wskazania, które mają za zadanie usprawnienie metabolizmu, oczyszczenie wątroby z toksyn oraz oczywiście spadek wagi, a przy każdej z wyżej wymienionych chorób jest to bardzo istotny element kuracji. Nie każda z Was musi mieć wszystkie te choroby naraz, ale i tak moje zasady będą pożyteczne i skuteczne. Ta dieta to swoisty detoks i regeneracja sił metabolicznych, prawdziwy
REMANENT ORGANIZMU!
Higieniczny tryb życia oraz zdrowa dieta są w stanie zdziałać cuda, dlatego warto podjąć walkę o swoje zdrowie, tym bardziej że dieta, którą proponuję, jest naprawdę atrakcyjna, nie wymaga głodzenia się ani przestrzegania reżimu kalorycznego. Wymaga natomiast chęci, zadbania o „logistykę” oraz zaufania, że warto podjąć to wyzwanie.


To był tylko fragment publikacji: Dieta uzdrawiająca organizm - Magdalena Makarowska  Zobacz całość>>>

wtorek, 14 lutego 2017

Endotoksyny kaleczą twoje tętnice

ZOBACZ CAŁOŚĆ: 

Niezdrowe jedzenie wyrządza organizmowi szkody nie tylko na przestrzeni całych lat, lecz również tu i teraz, gdy tylko przejdzie przez twoje usta.
Pierwotnie badacze przypisywali całą winę tłuszczom zwierzęcym lub proteinom tego samego pochodzenia, lecz ostatnio skupiają uwagę na produkowanych przez bakterie substancjach określanych jako endotoksyny.
Niektóre produkty żywnościowe, takie jak mięso, są środowiskiem bakterii, które mogą wywoływać stany zapalne, nawet jeśli posiłek jest gotowany. Endotoksyny nie rozkładają się w temperaturze gotowania, nie niszczą ich też kwasy żołądkowe ani enzymy trawienne, więc po spożyciu produktów pochodzenia zwierzęcego pozostają w naszych jelitach.
Przypuszcza się, że następnie wraz z tłuszczami nasyconymi jako nośnikiem przenikają do krwiobiegu, wywołując w tętnicach reakcje zapalne.

 Być może wyjaśnia to, dlaczego pacjenci ze schorzeniami serca odczuwają ulgę po przejściu na dietę złożoną głównie z produktów roślinnych – owoców, warzyw, zbóż i roślin strączkowych. Dr Ornish podaje, że u pacjentów przestawionych na dietę roślinną liczba ataków duszności w ciągu zaledwie kilku tygodni spada o 91 procent, niezależnie od tego, czy wykonują zalecane ćwiczenia fizyczne, czy nie. Błyskawiczne ustąpienie dolegliwości, do którego dochodzi na długo przed tym, zanim organizm ma szansę uwolnić się od płytek miażdżycowych, sugeruje, że dieta roślinna nie tylko wspomaga oczyszczanie tętnic, lecz także poprawia ich bieżące funkcjonowanie. Dla kontrastu: w grupie kontrolnej pacjentów, którym zalecono, by kierowali się radami swoich lekarzy, liczba ataków dusznicy bolesnej wzrosła o 186 procent. Nic dziwnego, że ich stan się pogorszył, skoro nadal spożywali te same pokarmy, które niszczyły ich tętnice.

 O sile sprawczej zmian w diecie wiemy od dziesięcioleci. Dla przykładu:
w 1977 roku „American Heart Journal” opublikował artykuł zatytułowany Dusznica bolesna a dieta wegańska. Na dietę wegańską składają się wyłącznie pokarmy roślinne, nie ma mowy o mięsie, nabiale czy jajach.
Lekarze opisali w tym artykule przypadki w rodzaju pana F. W. (aby chronić prywatność pacjentów, używa się często samych inicjałów), sześćdziesięciopięcioletniego mężczyzny cierpiącego na tak silne bóle w piersi, że musiał zatrzymywać się co dziewięć lub dziesięć kroków. Nie był w stanie nawet pójść do skrzynki na listy. Przeszedł na dietę wegańską i w ciągu kilku dni bóle się uspokoiły, a po paru miesiącach podobno chodził po górach, nie doznając przy tym żadnych dolegliwości.

 Może nie dojrzałeś jeszcze do tego, by zacząć zdrowiej się odżywiać?

Cóż, mamy już nową klasę leków na chorobę wieńcową, takich jak na przykład ranolazyna (nazwa handlowa Ranexa). Przedstawiciel koncernu farmaceutycznego sugeruje, że produkt ten jest przeznaczony dla osób „niezdolnych do przestrzegania zasad obowiązujących przy diecie wegańskiej”. Koszty kuracji przekraczają dwa tysiące dolarów rocznie, za to efekty uboczne są znikome. To działa… mówiąc językiem technicznym. Przy stosowaniu maksymalnej dawki Ranexa pozwala na przedłużenie ćwiczeń fizycznych o 33,5 sekundy. Więcej niż pół minuty! Nie wygląda na to, żeby pacjenci, którzy wybiorą to wyjście, wspinali się w niedługim czasie na góry.
ZOBACZ CAŁOŚĆ: 

poniedziałek, 13 lutego 2017

Choroba wieńcowa jest uleczalna

Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem  ZOBACZ CAŁOŚĆ>>>

Nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć się zdrowo odżywiać, ale czy może być za późno? Tacy pionierzy zdrowego stylu życia jak Nathan Pritikin, Dean Ornish i Caldwell Esselstyn jr przestawiali pacjentów z zaawansowaną chorobą wieńcową na dietę roślinną zbliżoną do praktykowanej przez ludy azjatyckie i afrykańskie, które nie cierpią na schorzenia serca. Mieli nadzieję, że zdrowa dieta powstrzyma procesy chorobowe i nie pozwoli im się pogłębiać.

 Zdarzyło się jednak coś niezwykłego.

 Schorzenia pacjentów zaczęły się cofać. Ich stan zdrowia się poprawiał.
Gdy tylko porzucili dietę zapychającą im tętnice, ich organizmy były zdolne do likwidacji złogów, które sobie wcześniej wytworzyły. Tętnice przeczyściły się bez udziału leków czy interwencji chirurgicznej, nawet w przypadku niektórych pacjentów z rozległą chorobą wieńcową obejmującą trzy główne tętnice. Najwidoczniej ciała tych ludzi cały czas były gotowe do wyzdrowienia, tylko wcześniej nie dano im na to szansy.

 Pozwólcie, że podzielę się z wami tym, co nazwano „najlepiej skrywanym sekretem medycyny”: ludzkie ciało uzdrawia się samo, jeśli stworzy mu się odpowiednie warunki. Kiedy mocno walniesz się golenią o stolik do kawy, pojawi się na niej zaczerwienienie i bolesna opuchlizna. Jeśli pozwolisz organizmowi użyć jego własnej magii, noga sama wróci do normy. Ale jeśli będziesz uderzał się w to miejsce po trzy razy dziennie, przy śniadaniu, lunchu i obiedzie? Oczywiście nie wyzdrowiejesz nigdy.

 Mógłbyś pójść do lekarza i poskarżyć się na ból nogi. „Żaden problem” – powie i sięgnie po druk, by wypisać ci receptę na środki przeciwbólowe.
Wrócisz do domu, w dalszym ciągu będziesz obijał nogę o meble, ale dzięki pigułkom poczujesz się o wiele lepiej. Dzięki wam, niebiosa, za nowoczesną medycynę! To właśnie dzieje się, kiedy ludzie zażywają nitroglicerynę, by pozbyć się bólu w piersiach. Lekarstwo może przynieść wielką ulgę, lecz w żaden sposób nie wpływa na ukrytą przyczynę dolegliwości.

 Twoje ciało dąży do odzyskania zdrowia, musisz mu tylko na to pozwolić.
Jeśli jednak odnawiasz uraz trzy razy dziennie, to przerywasz proces ozdrowieńczy. Spójrzmy na związek palenia tytoniu z rakiem płuc. Jedną z najbardziej zdumiewających rzeczy, jakich się dowiedziałem podczas studiów medycznych, był fakt, że po piętnastu latach od rzucenia nałogu prawdopodobieństwo wystąpienia u ciebie nowotworu zrównuje się z tym samym wskaźnikiem dla osoby, która nie paliła nigdy. Twoje płuca potrafią oczyścić się z całej tej nagromadzonej smoły i w końcu są w takim stanie, jakbyś nigdy nie miał w ustach papierosa.


 Ciało chce być zdrowe. Każdej nocy w twoim życiu palacza, kiedy zapadasz w sen, rusza od nowa proces leczenia, który trwa aż do chwili, gdy… bum!… zapalasz nazajutrz rano pierwszego papierosa. Każdy wdech na nowo rani twoje płuca i podobnie każdy kęs niezdrowej żywności rani twoje tętnice. Możesz zachować umiar i tłuc się mniejszym młotkiem, ale po co w ogóle się bić? Lepiej świadomie wybrać inną drogę, zaniechać niszczenia własnego organizmu i dopuścić do głosu naturalny proces powrotu do zdrowia.
Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem  ZOBACZ CAŁOŚĆ>>>

piątek, 10 lutego 2017

Choroby serca zaczynają się w dzieciństwie

ZOBACZ:  

Praca opublikowana w 1953 roku w „Journal of the American Medical Association” radykalnie zmieniła nasze poglądy na przebieg chorób serca.
Badacze przeprowadzili serię trzystu sekcji zwłok Amerykanów w wieku około dwudziestu dwóch lat, poległych w wojnie koreańskiej. Co szokujące, u 77 procent tych żołnierzy stwierdzono wyraźne objawy miażdżycy naczyń wieńcowych. U niektórych tętnice były zablokowane nawet w 90 procentach lub więcej. Badanie to wykazało dobitnie, że „sklerotyczne zmiany w naczyniach wieńcowych pojawiają się na całe lata i dekady przedtem, zanim choroba niedokrwienna serca stanie się klinicznie rozpoznawalna”.
Późniejsze badania nad ofiarami nieszczęśliwych wypadków w wieku od trzech do dwudziestu sześciu lat ujawniły, że złogi tłuszczu – pierwszy etap arteriosklerozy – występują u niemal wszystkich amerykańskich dzieci około dziesiątego roku życia. Gdy dochodzimy do dwudziestki i trzydziestki, złogi mogą mieć już postać pełnowymiarowych płytek miażdżycowych, takich, jakie stwierdzono u młodych amerykańskich żołnierzy poległych w Korei. A kiedy mamy czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, zaczynają nas one zabijać.

 Jeśli czytelnik tych słów ma więcej niż dziesięć lat, pytanie nie brzmi, czy chciałby przez zdrowszy sposób odżywiania zapobiec chorobie wieńcowej, tylko czy chce w ten sposób odwrócić zmiany chorobowe, którenajprawdopodobniej już u niego występują.

 Ale jak wcześnie te złogi tłuszczowe zaczynają się pojawiać?
Arterioskleroza może zacząć się jeszcze przed urodzeniem. Włoscy naukowcy badali stan tętnic u poronionych płodów i wcześniaków, które zmarły krótko po porodzie. Okazało się, że u tych, których matki miały wysoki poziom cholesterolu, częściej występowały uszkodzenia naczyń. Odkrycie to sugeruje, że początki arteriosklerozy mogą się wiązać z nieprawidłowym odżywianiem nie tylko w dzieciństwie, ale nawet podczas ciąży.

 Powszechnie wiadomo, że kobiety ciężarne powinny wystrzegać się palenia i alkoholu. W interesie następnego pokolenia leży, by również odpowiednio wcześnie zaczęły się zdrowiej odżywiać.

 Według Williama C. Robertsa, redaktora naczelnego „American Journal of Cardiology”, jedynym czynnikiem ryzyka sprzyjającym tworzeniu się płytek miażdżycowych jest cholesterol, zwłaszcza podwyższony poziom cholesterolu LDL we krwi24. Istotnie, LDL jest określany jako „zły cholesterol”, ponieważ jest nośnikiem, za pomocąktórego cholesterol osadza się w naszych tętnicach. Sekcje tysięcy młodych ofiar wypadków wykazały, że poziom cholesterolu we krwi ściśle koreluje z rozmiarami zmian miażdżycowych w tętnicach. Aby znacząco obniżyć u siebie poziom cholesterolu LDL, musicie radykalnie ograniczyć spożycie trzech rodzajów substancji:
po pierwsze tłuszczów trans, które są obecne w produktach wysoko przetworzonych, a w naturze – w mięsie oraz nabiale; po drugie tłuszczów nasyconych, występujących głównie w żywności pochodzenia zwierzęcego i tak zwanym śmieciowym jedzeniu; po trzecie – w mniejszym stopniu – naturalnego cholesterolu, który jest obecny wyłącznie w produktach zwierzęcych, zwłaszcza w jajach.


 Czy zauważyliście prawidłowość? Wszystkie trzy źródła złego cholesterolu – który jest najważniejszym czynnikiem ryzyka naszego zabójcy numer jeden – wiążą się z produktami zwierzęcymi i żywnością wysoko przetworzoną. Prawdopodobnie tłumaczy to, dlaczego w populacjach trzymających się tradycyjnej diety opartej na pokarmach roślinnych w zasadzie nie występuje epidemia chorób serca.
ZOBACZ:  

wtorek, 7 lutego 2017

Czy oleje rybne to humbug?

NA PODSTAWIE: 


   Ale co mówi o tym nauka? Czy powszechne przekonanie o zbawiennym działaniu tych olejów, mających zapobiegać chorobom serca i je leczyć, nie jest mitem? Systematyczny przegląd badań opublikowany w „Journal of the American Medical Association” obejmuje wszystkie najbardziej rzetelne kliniczne próby oceny wpływu tłuszczów omega-3 na długość życia, prawdopodobieństwo zawału serca i nagłej śmierci. Uwzględniono prace odnoszące się nie tylko do olejów rybich, lecz także do zaleceń, by spożywać jak najwięcej tłustych ryb. Co się okazało? Badacze nie stwierdzili żadnego działania zapobiegającego chorobom serca ani zmniejszającego śmiertelność na skutek zawału czy z innych powodów.

   A w przypadku osoby, która przeżyła już zawał i chce zapobiec kolejnemu?
Również tu oleje rybie nie przynoszą żadnej korzyści.

   Skąd się więc właściwie wziął pomysł, że tłuszcze omega-3 zawarte w rybach i oparte na olejach rybnych suplementy są dla nas korzystne?
Sądzono w swoim czasie, że Eskimosi nie cierpią na choroby serca, lecz okazało się to mitem. Natomiast wyniki pewnych wcześniejszych prac wyglądały obiecująco. Na przykład w głośnych badaniach DART z lat osiemdziesiątych, obejmujących dwa tysiące osób, wśród tych, którym zalecano spożywanie tłustych ryb, śmiertelność byłamniejsza o 29 procent15. To robi wrażenie, nic więc dziwnego, że wyniki tych badań cieszyły się dużym zainteresowaniem.
Entuzjaści zdają się jednak nie pamiętać o drugim cyklu prac, DART-2, Który przyniósł dokładnie odwrotne dane. Badania przeprowadzone przez ten sam zespół naukowców objęły jeszcze większą grupę – trzy tysiące osób – lecz tym razem uczestnicy, którym zalecano jedzenie tłustych ryb, a w szczególności ci, którzy zażywali olej rybny w kapsułkach, okazali się bardziej narażeni na śmierć w wyniku zawału.

   Po zestawieniu wszystkich badań uczeni doszli do wniosku, że stosowanie tłuszczów omega-3 w codziennej praktyce klinicznej nie znajduje uzasadnienia. Co powinni czynić lekarze, kiedy ich pacjenci, kierując się zaleceniem Amerykańskiego Stowarzyszenia na rzecz Serca, dopytują o suplementy z olejem rybnym?

Dyrektor wydziału lipidów i metabolizmu z Instytutu Chorób Krążenia Szkoły Medycznej Mount Sinai ujął to następująco: „Wobec negatywnego wyniku tej metaanalizy i innych podobnych naszym zadaniem [jako lekarzy] powinno być powstrzymanie pacjentów przed korzystaniem z tych silnie skomercjalizowanych suplementów”.
NA PODSTAWIE: 

piątek, 3 lutego 2017

Jak nie umrzeć na serce

  Wyobraźmy sobie, że terroryści rozsiewają zarazek choroby, która szerzy się bezlitośnie, pochłaniając życie blisko czterystu tysięcy Amerykanów rocznie. Oznacza to, że rok po roku, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, co osiemdziesiąt trzy sekundy umiera jedna osoba. Taka pandemia byłaby codziennie obecna na czołówkach gazet i wiadomości telewizyjnych.
Zmobilizowalibyśmy armię, rzucilibyśmy nasze najlepsze umysły medyczne do poszukiwań lekarstwa na tę plagę. Krótko mówiąc, nie spoczęlibyśmy, dopóki terroryści nie zostaliby powstrzymani.

 Szczęśliwie nie tracimy co roku setek tysięcy istnień ludzkich z powodu choroby, której można zapobiec… Czyżby?

 Niestety, tracimy. Broń biologiczna, o której mowa, nie jest bakterią rozpowszechnianą przez terrorystów, lecz co roku zabija więcej mieszkańców Ameryki, niż zginęło ich łącznie we wszystkich naszych minionych wojnach. A przeciwstawić się jej można nie w laboratoriach, lecz w sklepach spożywczych, kuchniach i jadalniach. Nie musimy się zbroić w szczepionki ani antybiotyki. Wystarczy zwykły widelec.

 Co się więc dzieje? Jeśli epidemia szerzy się na tak masową skalę, dlaczego nie działamy bardziej energicznie?

 Zabójca, o którym mówię, to choroba niedokrwienna serca. Dotyka ona prawie każdego, kto wychował się na standardowej amerykańskiej diecie.
Nasz największy zabójca

 Amerykański zabójca numer jeden to szczególnego rodzaju terrorysta: są to złogi tłuszczu na wewnętrznych ściankach naszych tętnic. U większości Amerykanów odżywiających się w typowy sposób tłuszcz gromadzi się wewnątrz naczyń wieńcowych – tętnic okalających serce (stąd nazwa) i zasilających je krwią bogatą w tlen. Zjawisko to, znane jako miażdżyca albo arterioskleroza, od greckich słów athere (kasza) i sklerosis (sztywność), polega na utwardzeniu tętnic na skutek osadzania się na ich wewnętrznej wyściółce bogatych w cholesterol płytek miażdżycowych.
Proces ten trwa dziesięcioleciami, stopniowo ograniczając przestrzeń wewnątrz tętnic, zwężając drogę, którą płynie krew. Zmniejszenie dopływu krwi do mięśnia sercowego może podczas większego wysiłku powodować ból i uczucie ucisku w piersi, co jest określane potocznie jako dusznica bolesna. Jeśli płytka miażdżycowa oderwie się, wewnątrz tętnicy może powstać zator. Takie nagłe zablokowanie dopływu krwi powoduje zawał, w wyniku którego część serca ulega uszkodzeniu lub nawet całkowitemu zniszczeniu.

 Kiedy myślicie o chorobie serca, zapewne przychodzą wam do głowy znajomi lub bliscy, którzy całymi latami skarżyli się na bóle w piersi i krótki oddech, zanim doszło do najgorszego. Jednakże u większości Amerykanów umierających na zawał serca pierwszy jego objaw bywa ostatnim. Mówi się wtedy o „nagłej śmierci sercowej” – zgon następuje w ciągu godziny od pierwszych objawów. Inaczej mówiąc, możecie nawet nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia, a potem jest już za późno.
Możecie czuć się świetnie, a w godzinę później nie ma was na świecie.
Dlatego ważne jest przede wszystkim zapobieganie chorobie wieńcowej, nawet jeśli nie macie pewności, czy na nią cierpicie.

 Pacjenci często pytają mnie: „Czy ta choroba nie jest po prostu skutkiem starości?”. Domyślam się, skąd się bierze to powszechne nieporozumienie.
Przecież nasze serce w ciągu przeciętnego ludzkiego życia uderza dosłownie miliardy razy. Co w tym dziwnego, że w końcu kiedyś się psuje?
Nic podobnego.

 Dysponujemy silnymi dowodami na to, że w przeszłości istniały na świecie ogromne obszary, na których epidemia choroby wieńcowej po prostu nie występowała. Na przykład w znanych badaniach pod nazwą China-Cornell-Oxford Project uczeni analizowali nawyki żywieniowe i występowanie przewlekłych schorzeń u ludności wiejskich terenów Chin. W prowincji Guizhou, liczącej pół miliona mieszkańców, wśród mężczyzn poniżej sześćdziesiątego piątego roku życia nie odnotowano w ciągu trzech lat ani jednego przypadku śmierci, który można by przypisać chorobie wieńcowej.

 W latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku wykształceni na Zachodzie lekarze pracujący w rozbudowanej sieci szpitali misyjnych na terenie Afryki Subsaharyjskiej zauważyli, że liczne przewlekłe choroby nękające populację tak zwanego wysoko rozwiniętego świata są w praktyce nieobecne w większej części tego kontynentu. W Ugandzie, wielomilionowym kraju wschodniej Afryki, chorobę wieńcową określono jako „prawie niewystępującą”.

 Ale może Afrykanie po prostu umierają wcześniej z powodu innych chorób i nie żyją dostatecznie długo, by doczekać śmiertelnego zawału? Nie.
Lekarze porównywali wyniki sekcji zwłok mieszkańców Ugandy i Amerykanów zmarłych w takim samym wieku. Stwierdzili, że spośród 632 osób objętych badaniami w Saint Louis w stanie Missouri ofiarą zawału padło 136. A jak z 632 Ugandyjczykami? Jeden zawał. Obywatele Ugandy umierają na serce ponad sto razy rzadziej niż Amerykanie. Badacze byli równie poruszeni, kiedy przeanalizowali 800 dalszych przypadków śmierci w Ugandzie. Wśród ponad 1400 zmarłych poddanych autopsji znaleźli tylko jeden przypadek niewielkiego, zaleczonego uszkodzenia serca, co znaczy, że zawał nie był śmiertelny.
W uprzemysłowionym świecie choroba wieńcowa jest czołowym zabójcą. W centralnej Afryce jest taką rzadkością, że zabija tylko jednego na tysiąc ludzi.

 Badania nad imigracją pokazują, że ta odporność na choroby serca nie ma źródła w afrykańskich genach. Kiedy ludzie przenoszą się z obszarów małego ryzyka do bardziej zagrożonych, przejmując styl życia i nawyki żywieniowe swojej nowej ojczyzny, odsetek chorych rośnie gwałtownie. Wyjątkowo niskie wskaźniki schorzeń serca na prowincji Chin i w Afryce przypisuje się wyjątkowo niskiemu poziomowi cholesterolu u przedstawicieli tych populacji. Chociaż diety Chińczyków i Afrykanów są bardzo odmienne, mają coś wspólnego: w obu przypadkach podstawą jest żywność pochodzenia roślinnego, zboża i warzywa. Dzięki spożywaniu dużej ilości substancji włóknistych, a znikomej tłuszczów zwierzęcych średni poziom cholesterolu pozostaje poniżej 150 mg/dl6, podobnie jak u osób przestrzegających nowoczesnej diety roślinnej.
Jaki z tego wszystkiego wypływa wniosek? Że pojawienie się choroby wieńcowej zależy od naszego własnego wyboru.

 Jeśli przyjrzymy się uzębieniu ludzi, którzy żyli ponad dziesięć tysięcy lat przed wynalezieniem szczoteczki do zębów, zauważymy, że nie ma w nim prawie wcale ubytków. Przez całe życie nigdy nie czyścili zębów, a mimo to nie mieli dziur. To dlatego, że nie wynaleziono wtedy jeszcze słodkich batonów. Jeśli dziś psują nam się zęby, to dlatego, że przyjemność jedzenia słodyczy przedkładamy nad koszty leczenia i nieprzyjemne chwile w fotelu dentystycznym. Oczywiście sam też czasem ulegam pokusie – mam dobrego stomatologa! Ale co powiedzieć, jeśli chodzi o osad nie na zębach, ale w naszych tętnicach?
To już nie jest kwestia usuwania kamienia nazębnego. To kwestia życia i śmierci.

 Choroba niedokrwienna serca to najbardziej prawdopodobna przyczyna śmierci naszej i naszych bliskich. Oczywiście każdy ma prawo decydować o tym, co je i jaki tryb życia prowadzi, ale czy nie powinniśmy podejmować tych decyzji bardziej świadomie, po zapoznaniu się z możliwymi do przewidzenia konsekwencjami naszych zachowań? Tak jak możemy stronić od słodyczy, które niszczą uzębienie, możemy również unikać żywności obfitującej w tłuszcze trans, tłuszcze nasycone i cholesterol, która zatyka tętnice.

 Przyjrzyjmy się, jak w ciągu naszego życia rozwija się choroba wieńcowa.

Jakie proste wybory w kwestii diety dokonywane na dowolnym etapie mogą jej zapobiec, wstrzymać jej postępy, a nawet je odwrócić, zanim będzie za późno?