O ziołach i leczeniu ziołami
Rośliny otaczają nas przez całe życie. Są wszędzie - i na wsi, i w betonowym mieście, w polu, na łące, w parku czy w lesie. Goszczą też w zdecydowanej większości domów. I chyba dlatego, iż jest ich pełno dookoła spowszedniały nam do tego stopnia, iż na ogół ich nie dostrzegamy.
A przecież bez roślin nie tylko że nie moglibyśmy żyć my, ale nie mogłoby żyć żadne zwierzę mieszkające na tej planecie. To one przecież dostarczają do atmosfery tlenu niezbędnego do oddychania. To one służą nam za pokarm. To one nas odżywiają i one wreszcie dostarczają surowca do produkcji wielu cennych, a niekiedy wręcz niezastąpionych leków. A przecież rośliny mają jeszcze wiele innych zalet.
Ważnym osiągnięciem współczesnej nauki było odkrycie tak zwanego promieniowania biologicznego. Mimo, iż nie wiemy zbyt wiele o tym zjawisku, niemniej dzięki posiadanej już wiedzy i tak sporo możemy zrozumieć. A rozumiemy najważniejsze, to mianowicie, iż wszystkie organizmy żywe na Ziemi, wzajemnie oddziałują na siebie fizycznie, ale również w sposób niejako pozafizyczny.
Rośliny towarzyszą człowiekowi od zarania jego dziejów. To one zawsze stanowiły podstawę naszej diety, w której mięso i jego przetwory odgrywają mniejszą rolę.
Obcując tedy z roślinami od wieków, stopniowo odkrywaliśmy także inne ich zalety i wartości. Nauczyliśmy się je wykorzystywać do sporządzania ubiorów (tkanin, tapy), niektóre z nich stosować jako środki kosmetyczne, innych używać do poprawiania smaku i aromatu niezbyt wykwintnych potraw, czy przy ich pomocy konserwować żywność, garbować skóry, sporządzać farby... Znalazły się wśród nich takowe, którym przypisaliśmy znaczenie magiczne, bądź zarezerwowaliśmy je (jak np. kadzidłowiec - Boswellia carteri) na ofiary składane siłom nadprzyrodzonym.
Właściwości pewnych roślin, lub ich przetworów, dzięki temu, iż nas odurzały i sprowadzały halucynacje, uznaliśmy za wyjątkowo cenne, bo pozwalające choćby na krótko oderwać się od szarzyzny codzienności, zapomnieć o lękach, smutkach, niedolach. Uwierzyliśmy, iż mają moc przenoszenia nas do innego, lepszego świata.
Nie sposób wreszcie pominąć roli, jaką odegrały w zaraniu naszej cywilizacji. Otóż, gdy nauczyliśmy się je uprawiać, stało się możliwe życie osiadłe - powstały miasta, rozwinęły się rzemiosła, rozkwitła nauka i sztuka. Przez neolit, epokę brązu, doszliśmy do epoki żelaza, by wreszcie rozszczepić atom i ruszyć (na razie bardzo małymi kroczkami) na podbój innych światów. I nie jest prawdą, iż zręby kosmodromów zbudowali genialni przedstawiciele nauk ścisłych i technicznych. Zbudował je bowiem kilkanaście tysięcy lat temu, u schyłku średniej epoki kamienia jakiś bezimienny rolnik, który wsiawszy po raz pierwszy ziarna zbóż w spulchnioną ziemię, wytyczył nową ścieżkę naszej cywilizacji.
Nie może się tedy wydać dziwne, iż w trakcie wielopokoleniowych obserwacji, dokonaliśmy również najwartościowszego dla nas odkrycia, tego mianowicie, iż pewne przetwory roślinne przyjęte doustnie lub wykorzystane zewnętrznie potrafią nas uwolnić od wielu chorób i dolegliwości. W miarę upływu czasu coraz bardziej naszym oczom odsłaniały się tajemnice poszczególnych gatunków. Odkrywaliśmy w których i jakie dobroczynne moce są zaklęte, ale również które spośród nich swymi jadami mogą zabijać. Wreszcie, w miarę upływu czasu, nauczyliśmy się korzystać także z owych jadów, które odpowiednio dawkowane okazały się cennymi lekami.
Zaczątki wiedzy medycznej, tajemnicę leczniczych mocy roślin, poznano jeszcze zanim człowiek nauczył się uprawiać rolę, zaś ludzie którzy wiedzę ową posiadali wyróżniali się spośród grup plemiennych, ciesząc się szacunkiem i poważaniem.
Na ogół zresztą łączyli z funkcjami lekarskimi także i funkcje czarowników, szamanów, czy kapłanów i potrzeba było wielu wieków i wielu pokoleń, aby zawód lekarza oddzielić od kapłaństwa.
Doświadczenia tamtej „prymitywnej” (jak to się dziś określa) medycyny były spore. W starożytnym Egipcie i Mezopotamii powstały dwa potężne centra, z osiągnięć których pełnymi garściami czerpali Grecy, a za ich pośrednictwem Rzymianie.
Gdy zaś Imperium Romanum padło pod naporem barbarzyńskich hord, w morzu ciemnoty wiedzę starożytnych pielęgnowali i przechowywali mnisi osiadli w licznych klasztorach rozsianych po całym kontynencie europejskim (a także w Azji i Afryce Północnej), a łącząc je z miejscowymi tradycjami zielarskimi służyli chorym jak umieli najlepiej.
Na wschodzie tajniki ziół poznali doskonale Chińczycy, Tybetańczycy, Hindusi, Wietnamczycy, Laotańczycy, Koreańczycy... Tam zresztą po dziś dzień wiedzę starożytnych wykorzystuje współczesna medycyna (którą się określa mianami: „naukowej”, albo „oficjalnej”).
Dziś w kręgu cywilizacji euro - amerykańskiej rozpoczął się renesans ziołolecznictwa. Przybywa leków ziołowych (niektórych wprost nie da się zastąpić preparatami chemicznymi), rośnie zaufanie do nich, a co najważniejsze i co najbardziej cieszy, coraz więcej lekarzy poważnie interesuje się fitoterapią, upatrując w niej nie konkurentkę, lecz sojuszniczkę chemioterapii.
Rośnie również zainteresowanie ziołami i zielarstwem szerokich rzesz społeczeństwa. I tu właśnie mogą się jawić pewne - niekiedy poważne - niebezpieczeństwa. Wielu z nas bowiem mając na temat leków roślinnych absolutnie błędne mniemanie, uważa iż każdy bez wyjątku zupełnie bezpiecznie może się nimi kurować na własną rękę.
Otóż nic bardziej fałszywego od takowego poglądu! Przede wszystkim istnieje, i to całkiem sporo, ziół silnie działających, czy zgoła trujących.
W tym właśnie miejscu chciałbym zaznaczyć, iż fakt omawiania przeze mnie właściwości leczniczych, opisywanych w dalszej części książki roślin nie oznacza, iż namawiam czytelników do tego, by zawsze leczyli się sami i to wyłącznie preparatami roślinnymi.
Owszem, zachęcam do korzystania z nich w większym zakresie niż jest to na ogół praktykowane, ale na własną rękę jedynie w niezbyt poważnych dolegliwościach. Gdy zaś choroba manifestuje się gwałtownymi objawami, bądź zalicza się ją w poczet poważnych, wówczas pomocniczo możemy stosować zioła, wyłącznie za wiedzą i pod kontrolą lekarza.
Kurowanie się bez jego wiedzy, nawet zdało by się „niewinnymi ziółkami”, nie zawsze musi przynosić oczekiwany efekt poprawy zdrowia. Czasem zaś może poskutkować wręcz odwrotnie - miast leczyć, będzie szkodziło.
Sami nie jesteśmy przecież w stanie prawidłowo rozpoznać choroby, a zatem nie możemy dobrać odpowiedniego leku. A jeśli nawet to się nam uda, trudno znów będzie określić dawkowanie. Prócz tego wszystkiego w konkretnych przypadkach, mogą istnieć przeciwwskazania co do konkretnych leków.
Decydując się zatem na kurację ziołową, musimy o tym co powiedziałem wyżej pamiętać.
Używając terminu „zioła”, mam na myśli nie rośliny zielne, jednoroczne, dwuletnie czy byliny, lecz zebrane, ususzone, czy w inny sposób przygotowane do użycia części (korzenie, kłącza, pędy - noszące po ususzeniu nazwę „ziele”, liście, kwiaty, drewno, korę, znamiona, owoce, szypułki, nasiona, zarodniki, bulwy, cebule...) roślin zielarskich, w tym również drzew, krzewów czy pnączy.
W ziołach znajdują się substancje biologicznie czynne, dzięki którym można korzystnie wpływać na organizm, przywracając rozstrojone przez chorobę jego prawidłowe funkcjonowanie.
Ponieważ nie miałem ambicji napisania podręcznika ziołolecznictwa ograniczę się tutaj jedynie do wymienienia większości nazw związków farmakologicznie czynnych . Kto zaś bardzo ciekaw i chciałby się dowiedzieć o nich dużo, dużo więcej, bardzo dokładnie poznać działanie i budowę chemiczną, może przecież sięgnąć do jakże obfitej literatury fachowej.
A zatem w ziołach występują między innymi: alkaloidy, glikozydy, saponiny, gorycze, garbniki, substancje aromatyczne, olejki eteryczne, terpeny, oleje, glukokininy (substancje zbliżone budową do insuliny), śluzy, fitohormony (hormony roślinne), sole mineralne, witaminy...
ak z powyższej - niekompletnej przecież - listy wynika, każda roślina to przebogate laboratorium chemiczne, które, gdy umiemy z niego skorzystać, może być na nasze usługi. A umieć korzystać, to znaczy umieć przygotować lek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz