Bieganie - Pierwsze kroki – o czym warto pamiętać TUTAJ CAŁOŚĆ>>>
Bieganie to aktywność fizyczna. Wymaga wysiłku wprost proporcjonalnego do oczekiwanych efektów – szybciej pokonywać ulubioną trasę, uzyskiwać lepszy czas na zawodach, zwiększać prędkość czy dystans. Dyspozycję fizyczną można wytrenować, stosując rozmaite ćwiczenia, choć w różnym natężeniu dla każdego organizmu. To nie budzi niczyich wątpliwości. Mniej oczywiste jest, że chcąc stosować metody treningowe mające na celu zwiększenie prędkości biegu lub wytrzymałości, trzeba mieć ku temu motywację. Krótko mówiąc, trzeba się do tego zmusić. Początek jest łatwy. Świeżo upieczony biegacz ma zapał, jego możliwości szybko się zwiększają, w szufladzie przybywa kolorowych, obcisłych ubrań, a z kolegów i koleżanek zazdrość aż paruje. Jednak z czasem przyrost możliwości maleje, a dokonania nie są już tak spektakularne, bieganie powszednieje. Tymczasem dobra forma psychiczna i zrozumienie roli oraz miejsca sportu w twoim życiu doskonale mobilizują do systematycznego wychodzenia na treningi, nieulegania zniechęceniu czy znudzeniu. Dlatego zastanów się nad rozumowymi i emocjonalnymi aspektami biegania i znajdź trwałą motywację do budowania formy.
Motywacja Ilekroć słyszę o motywacji do biegania, od razu stają mi przed oczami artykuły i fragmenty poradników opatrzone hasłem „XY powodów, dla których warto biegać”. „XY” jest zwykle okrągłą liczbą, a zestaw powodów to czyste placebo. Tak się bowiem składa, że 10, 15 czy 30 „wartościowych” powodów do biegania ma się nijak do rzeczywistych uzasadnień, których potrzebuje przeciętny biegacz, by wyjść na trening. Każdy sportowiec jest jednostką jedyną w swoim rodzaju, tylko w pewnym zakresie podobną do innych – tak jak każdy człowiek. Czytelniku, powiedz szczerze: dlaczego chcesz biegać? Zestaw odpowiedzi może brzmieć następująco: dla zdrowia, żeby schudnąć, aby uregulować tryb życia, z potrzeby nowej pasji, aby psychicznie odpocząć od pracy, żeby rzucić palenie (bo przecież bieganie i palenie się wykluczają). Można by wymienić jeszcze kilkanaście odpowiedzi. Zwróć uwagę, że wszystko to zyskasz automatycznie, gdy tylko zaczniesz biegać, np. zmienisz tryb życia i schudniesz. Należy jednocześnie zauważyć, że rzadko kiedy są to prawdziwe powody, dla których biegacze zaczynają trenować! Kiedyś, trenując nad Wisłą, usłyszałem komentarz jednego ze spacerowiczów, że co ma wspólnego sport ze zdrowiem, jeśli biegnę przy ulicy, po której jeździ tyle samochodów. Wtedy ze zdziwieniem stwierdziłem, że uprawiając przez prawie 20 lat kolarstwo, a od kilku lat biegając, nigdy nie robiłem tego dla zdrowia. Naturalnie, zyskałem wiele z tego, co dla zdrowia można „wyciągnąć” z amatorskiego sportu, ale niejako przy okazji faktycznych powodów, dla których rozpocząłem przygodę z bieganiem. Z jakich zatem powodów chcesz biegać? Zazdrość Koleżanka biega, jej chłopak również, sąsiad z bloku, bieganie jest przecież trendy. To dobry powód – poważny i mocny. Warto uprzytomnić sobie, że w języku polskim słowo „zazdrość” ma pejoratywny wydźwięk. A przecież uczucie samo w sobie nie jest ani negatywne, ani pozytywne! Dopiero twoje myśli po odkryciu tego uczucia mogą stać się dobre lub złe. Pragnienie posiadania tego, co mają inni, może być piekielnie mocnym motywatorem, popychającym do działania. Przekonanie się, że można codziennie biegać – bo koleżanka z pracy biega przed przyjazdem do firmy – nie tylko wywołuje zazdrość, lecz także pokazuje, że jest to możliwe. Nazwanie kłębiących się w tobie uczuć, przyznanie się do nich to ogromny krok na drodze do uświadomienia sobie własnych potrzeb. Niemniej ważne jest skorzystanie z cudzych doświadczeń – łatwiej podjąć decyzję o rozpoczęciu treningów, gdy widzi się, że innym bieganie służy i sprawia przyjemność.
Wstyd To idealny powód, żeby zacząć. Jacek Dukaj, znakomity polski pisarz i filozof, napisał: „Jeśli […] w ogóle istnieje jedna reguła rządząca zachowaniem wszystkich ludzi, jest to Reguła Mniejszego Wstydu. Można świadomie działać ku swemu cierpieniu, można ku śmierci własnej nawet – ale nikt nie działa ku większemu wstydowi. Jak woda spływająca po nierównościach powierzchni zawsze do stanów najniższych, jak ciepło uciekające z ciała, tak człowiek w każdej sytuacji kieruje się ku mniejszemu wstydowi”1. Zwykle mamy zbyt mało odwagi i asertywności, by wyrazić swoje prawdziwe zdanie i zrobić dokładnie to, co chcemy. Wolimy cierpieć niewygodę – zarówno fizyczną, jak i psychiczną – niż przeżywać wstyd. Otyłość wywołuje wstyd na każdym kroku, obawiamy się rozebrać na basenie, sapać przy sznurowaniu butów czy niezgrabnie podbiec do autobusu. Dzieje się tak dlatego, że nie akceptujemy własnego ciała w takim stanie, w jakim ono jest, czyli z nadwagą. Dziesiątki osób zaakceptowały swoją tęgą sylwetkę, ale większość z nas czuje się skrępowana nadmierną tuszą. Bieganie wydaje się zaś idealnym sposobem na schudnięcie. Dlatego to właśnie wstyd generowany przez otyłość, a nie sama otyłość, stymuluje chęć biegania. I bardzo dobrze, bo to jednoznaczny i silny motywator, działający także po dojściu do optymalnej masy, ze względu na możliwość wystąpienia efektu jo-jo. Chęć imponowania osiągnięciami Niezależnie od pobudek, jakie tobą kierują, bieganie bez wątpienia jest aktywnością, z której można być dumnym. Wyobraź sobie, że rzucasz od niechcenia w towarzystwie: „Biegam 50–60 km tygodniowo” albo „Przygotowuję się do maratonu”, albo (jeszcze lepiej) „Właśnie przebiegłem maraton”. Oczywiście, chwalenie się nie jest na miejscu w każdej sytuacji, za to doskonale motywuje do treningu. Ładne ubranie Biegacze noszą obcisłe spodnie, dopasowane koszulki, panie coraz częściej można zobaczyć w efektownych sportowych spódniczkach. Większość osób po okresie prób w starych dresach kupuje przyciągające wzrok kolorowe ubrania, w których wygląda naprawdę znakomicie. Zakładając coś, co nam się podoba, w czym czujemy się atrakcyjni, zgrabni albo szybcy, sprawiamy sobie przyjemność. Z treningowego punktu widzenia zawodnik zadowolony z życia, który podchodzi do codziennego wysiłku z zapałem i optymizmem, to połowa sukcesu. Przed ruszeniem na trasę zadbaj zatem o swój wygląd. To będzie cię pozytywnie nakręcać, a być może przy okazji wzbudzisz konstruktywną zazdrość u innych. Biegający partner To częsta sytuacja w związku. Hobby lub ulubiony sport partnera wzbudza w tobie najpierw zainteresowanie, a później chęć naśladownictwa. Jeśli dana aktywność rzeczywiście ci odpowiada, może dojść do sytuacji idealnej, w której uczestniczycie z partnerem w tych samych zawodach, czytacie te same książki, obracacie się w kręgu tych samych znajomych. Automatycznie zyskujesz zrozumienie dla swojej pasji oraz pełny komfort uprawiania sportu. Pretekst do podróży Bieganie to sport, który bez problemu da się pogodzić ze zwiedzaniem. Maraton w Londynie, Paryżu czy Mediolanie można łatwo połączyć z kilkudniowym pobytem. Żaden inny sport nie gwarantuje takiego komfortu – kolarstwo, narciarstwo czy rolkarstwo wymagają transportu sprzętu i, przynajmniej pobieżnego, zapoznania się z trasami. Biegacz musi spakować tylko koszulkę, spodenki i buty. Sposób na całoroczną pracę nad formą Znam co najmniej kilkunastu kolarzy szosowych, którzy nie chcąc się przesiadać w grudniu na rower stacjonarny lub górski, zdecydowali się zacząć biegać. Paru z nich na tyle poważnie wciągnęło się w ten sport, że traktuje go na równi z uprawianym od lat kolarstwem. Dla większości jednak jest to metoda na podtrzymanie formy w czasie zimy. Oczywiście jest dużo więcej dyscyplin, w ramach których bieganie stanowi łatwy sposób na przetrwanie martwego sezonu, m.in. narciarstwo, rolkarstwo, żeglarstwo i łyżwiarstwo. Bieganie można przecież uprawiać przez cały rok. Rywalizacja Zachęcanie do konfrontowania swoich osiągnięć i możliwości poprzez udział w zawodach biegowych stanowi jeden z motywów przewodnich tego poradnika. Potrzeba rywalizacji – nie zawsze świadoma chęć sprawdzenia swoich sił i udowodnienia, że potrafimy więcej od konkurentów – to cecha atawistyczna. Jest nieodłącznym elementem naszej codzienności; spotykamy się z nią w pracy, w domu, w sporcie. Konkurowanie widzimy na każdym kroku i bierzemy w nim udział. Porównujemy się z innymi, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Choć często słyszymy: zawsze będą lepsi i gorsi od nas, to i tak swoje osiągnięcia (lub ich brak) zestawiamy zwykle z wynikami tych lepszych. Znów dochodzi do głosu pierwotna cecha ludzkiej natury, w której zapisany jest rozwój. Pragniemy być coraz lepsi, coraz mądrzejsi, coraz sprawniejsi. Rywalizacja może przybierać patologiczne formy – z opowieści i filmów znamy walkę o stanowiska w wielkich firmach, codziennie oglądamy polityków gotowych zrobić prawie wszystko dla władzy, na jaw wychodzą kolejne afery dopingowe, bo sportowcy za wszelką cenę chcą zyskać miano najlepszego, zgarnąć sowitą nagrodę, która przyznawana jest za zwycięstwo. Prawda jest taka, że lubimy współzawodniczyć i nie potrafimy się temu oprzeć. W maratonie, w którym startuje kilka tysięcy biegaczy, zawsze z kimś przegrasz, ale wielu rywali pokonasz. W ten sposób udowodnisz sobie, że jesteś wyjątkowy, wzmocnisz poczucie własnej wartości. Stąd już niedaleko do poprawienia komfortu życia, a „spokojna głowa” to podstawowy warunek skutecznego przedzierania się przez meandry codzienności. A przecież bieganie jest jej immanentną częścią! Zapamiętaj Poprawiając wyobrażenie o sobie przez uczestnictwo w maratonie i prześcignięcie kilkuset, a nawet kilku tysięcy biegaczy, ułatwiasz i uprzyjemniasz sobie życie w każdym aspekcie. Dlatego warto ścigać się na trasie, porównywać swoje wyniki z osiągnięciami innych, dążyć do poprawienia sprawności fizycznej i siły mentalnej. Nie ma wątpliwości, że zaspokajanie ambicji może przynosić negatywne efekty. Wyobraź sobie biegacza, który skraca dystans po to, by na mecie mieć lepszy czas od konkurenta. Takie oszustwo jest dziecinnie proste. Czy jednak na pewno jest to metoda, za pomocą której można zwiększyć swoją samoocenę? Czy postępując w ten sposób, można uważać się za zawodnika o dużych możliwościach? Odpowiedź na oba pytania jest oczywista, tak samo jak oczywista jest konstatacja, że nieuczciwe są kradzież i kłamstwo. Jeśli jeszcze ktoś nie czuje się dostatecznie przekonany, że rywalizacja stanowi nieodłączną część egzystencji człowieka, a zwłaszcza życia biegowego, niech stanie przed lustrem i powie na głos: „Startuję jutro w maratonie, przygotowywałem się naprawdę solidnie, ale nie zależy mi na tym, czy uda mi się przybiec przed Wojtkiem, z którym przegrałem o 20 s rok temu. Taka rywalizacja jest mnie niegodna”. Ten oczywisty nonsens kończy rozważania na temat istnienia i znaczenia rywalizacji. Skoro jednak rywalizacja na trasie istnieje i nie da się jej oddzielić od sportu, to dlaczego tak dużo zawodników się od niej odżegnuje, twierdząc, że nie walczą z innymi, ale sami ze sobą? Powód jest banalny: wielu sportowców nie potrafi zachować się właściwie po odniesionym zwycięstwie lub poniesionej porażce. Zapamiętaj Przegrywać trzeba umieć. Każda porażka, również sportowa, to nauka życiowa, powinna więc stanowić podwaliny przyszłego sukcesu. Przegrana jest bolesnym doświadczeniem, którego nie przeżyjemy w pełni, patrząc jedynie na nieudane próby innych. Aby skorzystać z porażki, trzeba najpierw przyznać, że się ją poniosło. Ambicja oraz wstyd podpowiadają, by nie przyznawać się do porażki. Widać i słychać to na zawodach biegowych. Prawie wszyscy biegacze, którzy ukończyli bieg ze zbyt słabym w ich mniemaniu czasem, komentują swój wyczyn przed znajomym, zaczynając zdanie: „Ze startu jestem zadowolony, ale…”, i tu następuje opis tego, co chcieli osiągnąć. Nie są zadowoleni. Nie udało się. Warto mieć bardziej praktyczne podejście do porażki. Załóż, że z czterech startów tylko jeden spełni twoje oczekiwania! Biegam dwa maratony w roku, co oznacza, że zadowalający wynik osiągam raz na dwa lata! Nie wpływa to w żaden sposób na moją motywację, ponieważ każdy start stanowi dla mnie wyzwanie i zawsze przygotowuję się bardzo solidnie. Trzeba dać sobie prawo do błędu, braku sił lub doświadczenia. W przypadku niepowodzenia mówię: „Cholera, tym razem na tarczy!”. Najbardziej bolesną do tej pory porażkę poniosłem podczas maratonu w Paryżu w 2010 r. Nie udało mi się uzyskać wymarzonego czasu 2:59:59. Do biegowego raju zabrakło mi 27 s! Pół roku przygotowań, morderczy wysiłek i taka katastrofa! Nigdy jeszcze nie miałem tak silnej motywacji do treningów. Wreszcie, 18 miesięcy później, po jeszcze trzech nieudanych próbach, dopiąłem swego. Oczywiście nie ścigałem się z czasem, ale z kolegami, których znam z polskich imprez. Wejście do strefy < 3 h zwyczajnie powoduje, że czuję się od nich lepszy. I jestem lepszy, dopóki oni nie osiągną podobnego czasu. Trzeba umieć nie tylko przegrywać, lecz także wygrywać. Pozornie zwycięstwo wyłącznie uskrzydla, uzasadnia poniesione wysiłki, pozwala uwierzyć we własne siły i zmobilizować się do kolejnego sezonu. Samozadowolenie i zdrowa pewność siebie mogą niepostrzeżenie przekształcić się jednak w nieumiarkowane samochwalstwo, arogancję albo protekcjonalizm wobec „gorszych” biegaczy. Im bardziej dumni jesteśmy ze swoich osiągnięć, tym większe niebezpieczeństwo, że pyszałkowatość „zainfekuje” także inne rejony życia. Recenzentem takich nagannych zachowań powinien być ktoś bliski, na tyle asertywny, by nie bał się ostrzec, iż woda sodowa uderza nam do głowy i że zapędzamy się zbyt daleko w pozwycięskiej przemądrzałości. Nadmierna ilość bąbelków skutecznie się wówczas ulotni.
Bieganie - Pierwsze kroki – o czym warto pamiętać TUTAJ CAŁOŚĆ>>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz