Źródła siły wewnętrznej Cały poradnik tutaj>>>
To samo, co obserwuję u nauczycieli i kapłanów, zauważam też u pozostałych ludzi, zajmujących publiczne stanowiska: u mówców, polityków, przywódców, ale też sprzedawców i różnych przedstawicieli handlowych. Wśród nich spotykam wielu, którzy żyją pod presją. Widać po nich, iż bardzo przejęli się tym, aby jak najlepiej wypaść przed innymi. Spotykam w nich wtedy przede wszystkim nie ich samych, ale przedstawicieli firmy, którzy starają się dobrze odegrać swoją rolę. Tracą oni niezmiernie dużo energii, ponieważ koncentrują się przede wszystkim na prawidłowej prezentacji, a nie na prawidłowej relacji do samego siebie. Chcą mieć możliwie jak największy utarg i efektywnie reklamują produkty, ale tracą przy tym swoją osobowość. „Sprzedać komuś kota w worku” oznacza, że ktoś chce mi wcisnąć podejrzaną rzecz. Przedstawiciele handlowi, którzy chcą mi coś wmówić, aby jedynie pozbyć się swoich towarów, nie mają u mnie uznania. Zatracają się za swoją rolą. Trudno dostrzec człowieka, który się za nią kryje. Ponieważ nie wyczuwam ich jako ludzi, odstraszają mnie raczej, zamiast zachęcać do kupna. Z innymi będzie podobnie – ich życie nie stanie się przez to łatwiejsze, a droga do sukcesu będzie raczej trudniejsza.
Rywalizacja i konkurencja mają dzisiaj duży wpływ na nasze życie. Jakże często nie koncentrujemy się w pełni na tym, co w danym momencie robimy, ale ciągle porównujemy się z innymi. Odbieramy otaczających nas ludzi jako rywali. Sami stawiamy się pod presją, że musimy być lepsi od innych, bo w przeciwnym razie nie awansujemy, a ocena przez środowisko wypadnie na naszą niekorzyść. Takie myślenie skoncentrowane na konkurencji ma swoją przyczynę w zaniżonym poczuciu własnej wartości. Gdy nie jestem zadowolony z siebie, muszę potwierdzić swoją wartość w oczach innych poprzez udowadnianie im swojej przewagi. Ten, kto żyje w harmonii ze sobą, umie przyjąć życie takim, jakie ono jest. Nie ma potrzeby ciągłego porównywania się z innymi. Porównywanie się z ludźmi zabiera energię, ponieważ myślenie o zwalczaniu konkurencji jest wyczerpujące. Czujemy się otoczeni ze wszystkich stron ludźmi, którzy chcieliby nas prześcignąć i musimy mieć się nieustannie na baczności, żeby w porę odpierać ataki rywali. Jednak prowadzona walka jest tylko pozorna. Na nic się nie zda, a będzie nas kosztowała sporo energii.
Przymus kontrolowania i chęć sprawdzania wszystkiego jest kolejnym mętnym źródłem, z którego czerpiemy. Chcemy mieć kontrolę nad naszymi emocjami. Boimy się, że stracimy panowanie nad sobą. Inni mogliby wtedy odkryć nasze słabości i stłumione emocje. Chcielibyśmy też kontrolować swoje życie i móc wszystko przewidzieć. Są ludzie, którzy muszą kontrolować całe otoczenie i wszystkich wokół. Chcą, żeby wszystko było jasne, uporządkowane i pod kontrolą. W przeciwnym razie boją się, że stracą panowanie nad życiem. Podkreślam z całą mocą, że nasze upewnianie się i presja, żeby mieć wszystko pod kontrolą, wysysają nas. Czujemy się przeciążeni, ponieważ boimy się, iż moglibyśmy utracić kontrolę. Psychologia głosi zasadę, iż temu, kto chciałby wszystko kontrolować, wszystko w końcu wymyka się spod kontroli. Zaufanie odciąża nas, a strach prowadzi do jeszcze większej chęci kontrolowania. „Zaufanie jest dobre, a kontrola jeszcze lepsza” – to powiedzenie przypisywane Leninowi stwarza wśród ludzi napiętą atmosferę. Oczywiście kontrolowanie swoich emocji jest czasami sprawą bardzo ważną i konieczną. Towarzyszyłem raz duchowo kobiecie, która była wykorzystywana seksualnie i pod wpływem tych traumatycznych doświadczeń, chciała zawsze kontrolować swoje uczucia, aby znowu nie znaleźć się w podobnej sytuacji. Ale jednocześnie cierpiała z powodu wewnętrznego przymusu kontrolowania, ponieważ odcinał on ją od źródła uczuć. Jej życie było bardzo męczące. Czuła się wyczerpana i pusta. Z wielką cierpliwością musiała dopiero uczyć się zachowywania spokoju, zaufania do życia i powierzania się Bogu. W ten sposób zyskała kontakt z własnymi uczuciami i nową energię, i dopiero wtedy rozkwitła jej radość życia.
Brak pewności siebie jest tak samo niebezpieczny. Ten, kto ma zaniżone poczucie własnej wartości, odbiera innych jako zagrożenie. Znam osoby, które z wielkim trudem odbudowywały swoje zaniżone poczucie własnej wartości. Nabyły większej pewności siebie, reagują w sposób pewniejszy i nie pozwalają tak szybko wpędzić się w wątpliwości. Spotykają jednak ludzi, zabierających im całą energię. Są to ci, którzy zdają się znać ich piętę achillesową i z tego słabego miejsca wysysają ich całą siłę. Osoby te czasami zadają sobie pytanie, dlaczego w obecności danego człowieka czują się tak słabo. Kto zna bliżej ich historię, zauważy, że jest to związane z ich stosunkiem do matki. Jeśli ich matka nie obdarzała ich zaufaniem, lecz ciągle krytykowała, będą spotykać kobiety, które wysyłają podobne „fale” jak ich matka. Ich wewnętrzne źródło zacznie wysychać. Wygląda to tak, jak gdyby te „matki – kobiety” miały tajemny dostęp do ich wewnętrznego źródła energii i wyczerpywały ją. Wielu nie umie się przed tym bronić.
Istnieją ludzie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, którzy jakby wysysają z innych energię. Pewna kobieta opowiadała mi, że bliskość jej męża sprawiała, iż czuła się coraz słabsza. On musiał sobie i jej udowadniać swoją siłę poprzez poniżanie jej. To działało na nią paraliżująco. Czasami spotykam też mężczyzn cierpiących na depresję, którzy wysysają z innych energię. Ma się wrażenie, jak gdyby położyli ssącego węża przy naszym wrażliwym i słabym miejscu i w ten sposób wysysali z nas całą energię. Dlaczego czujemy się w obecności niektórych ludzi jacyś słabsi? Dlaczego oni mają nad nami taką władzę? Mogę to sobie wytłumaczyć tylko w jeden sposób: Są to często ludzie, którzy nie potrafią czerpać z własnego źródła sił. Mają w sobie coś destruktywnego, coś, co hamuje życie. Nie mogą oni dopuścić do tego, aby w drugim człowieku rozkwitło życie. W czasie rozmów zauważyłem również, iż ludzie uciekający w idealistyczne wyobrażenia, zamiast dostrzegać rzeczywistość, odbierają mi energię. Mam wtedy wrażenie, jakbym mówił do ściany. Tacy ludzie mają w sobie coś nieokreślonego, niejasnego. Za wysokimi ideałami dostrzegam ich ubóstwo. Jednak nie da się do nich dotrzeć. Rozmowy z nimi są bardzo wyczerpujące. Ci ludzie dotykają mojego słabego punktu. Nawet jeśli przezwyciężyłem swą destruktywną stronę, to w czasie spotkań z takimi ludźmi ona się ponownie uaktywnia. Ważnym krokiem prowadzącym ku uzdrowieniu jest uświadomienie sobie tych zależności.
Depresja jest chorobą, na którą cierpi dziś wielu ludzi. Kiedy zapadają na tę chorobę, czują się pozbawieni chęci do życia. Wszystko jawi im się jako bardzo trudne, męczące i wyczerpujące. Mają wrażenie bezsilności. Najmniejsze czynności kosztują ich wiele wysiłku. Wielu wie, że dobrze im robią spacery po lesie. Lecz nawet do tego czasami trudno jest im się zmusić. Są jakby sparaliżowani. Nie mają ochoty na nic. Najchętniej leżeliby przez cały dzień w łóżku. Lecz także to nie przynosi im ulgi czy zadowolenia. Niektórzy próbują wtedy przeciwdziałać nastrojom depresyjnym i zmuszają się do jakiejś pracy. Starają się pracować jak do tej pory. Lecz potem czują się zupełnie wyczerpani. Depresja jest często wezwaniem do szukania większego spokoju i odnajdywania w nim wewnętrznego źródła, głębszego niż własna wola, ambicja czy uzależniony od osiągnięć obraz samego siebie. Depresję wywołuje wiele przyczyn fizycznych i duchowych, mających swe źródła w sytuacjach życiowych i psychice człowieka. Daniel Hell, psychiatra szwajcarski, sądzi, iż u wielu ludzi depresja jest krzykiem duszy wołającej o pomoc w obliczu zbyt wielkich zmian lub wyobcowania. Człowiek potrzebuje miejsc, w których się może zakorzenić. Kto ciągle jest w drodze i nie może zaznać spokoju, u tego dusza reaguje często stanami depresyjnymi. Mówi się nawet o depresji pochodzącej z wyczerpania. Depresja pokazuje nam też czasami, że przekroczyliśmy jakąś miarę. Nie słuchaliśmy sygnałów duszy, domagającej się spokoju. Dopiero poprzez depresję zaczyna głośno krzyczeć, tak że musimy ją wreszcie usłyszeć. Jeśli tak jest, to depresja stanowi zaproszenie do wejścia w ciszę i zanurzenia się w wewnętrznych, uzdrawiających i pokrzepiających źródłach.
Złość jest dla wielu tym, co mąci ich wewnętrzne źródło. Kiedy podczas wykładów wspominam o nieczystych źródłach, z których tak często czerpiemy, słuchacze stawiają mi pytania dotyczące złości. Jest to uczucie pojawiające się z różnych powodów i mogące zatruć nasze życie. Ludzie, którzy o tym opowiadają, nie lubią złości, ale nie potrafią się przed nią bronić. Za bardzo poddają się wpływowi innych. Nie mają kontaktu z własnym wnętrzem. Nie chronią swojego wewnętrznego źródła, lecz pozwalają innym wejść do niego i je mącić. Złość zanieczyszcza nasze wewnętrzne źródło, a często nawet nas od niego całkowicie odcina. Tkwiąca w nas złość jest wtedy tak mocna, że ma wpływ na całe nasze myślenie i odczuwanie. Te negatywne emocje zatrzymują naszą energię, która już nie może swobodnie przepływać. Niemieckie słowo złość (Ärger) pochodzi od słowa „arg”, co oznacza „zły, niedobry”. Złościć się oznacza zatem robić coś złego. Słowo to (Ärger) pochodzi też od rdzenia „ergh = być zdenerwowanym, roztrzęsionym”. Złość jest więc mocnym wewnętrznym poruszeniem, które kosztuje nas tak dużo sił, że zostajemy odcięci od wewnętrznego źródła. Kiedy jesteśmy zdenerwowani, pozwalamy, aby inni mieli nad nami władzę, aby nas paraliżowali i nami kierowali. Ważne jest, abyśmy przyjrzeli się naszej złości i jej powodom – i być może temu, co ma nam ona do powiedzenia – i nabrali dystansu do tego, co na nas ciąży i chce nami zawładnąć. Tylko w taki sposób będziemy mogli przedostać się do wewnętrznego źródła, które wytryska w nas spod warstwy, jaką stanowi złość.
Źródła siły wewnętrznej Cały poradnik tutaj>>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz