Zaczyna
się już w dzieciństwie, kiedy jedzenie staje się środkiem wychowawczym.
Jak dziecko jest niegrzeczne, to nie dostaje ulubionego smakołyku, a jak
grzeczne – zostaje nagrodzone czymś pysznym. I nie chodzi nawet o to,
że w takim systemie nagrodą bywają produkty szkodliwe dla zdrowia. Rzecz
w tym, że jedzenie podnosi się do zupełnie zbędnej rangi.
W wieku kilkunastu lat wielu
zaczyna traktować jedzenie jak wroga, wchodząc w tryb wiecznego
odchudzania. Nie liczy się wartość odżywcza, tylko kalorie – ma ich być jak
najmniej. Stół w jadalni staje się polem walki, a nie miejscem
spożywania posiłku. Skrajną formą takiej postawy jest anoreksja. Na tym samym
biegunie są bulimicy, którzy także stracili kontrolę nad odżywianiem, ale ci
z kolei kochają jedzenie i jednocześnie go nienawidzą. Przeciwny
biegun zajmują osoby objadające się – jedzą nawet wtedy, gdy nie dolega im
fizyczny głód.
Także wśród osób zdrowo się
odżywiających są takie, które traktują jedzenie jak fetysz. Codzienność
podporządkowują obsesyjnemu planowaniu superzbilansowanych jadłospisów,
ustalaniu proporcji makroskładników, liczeniu kalorii i wartości
odżywczych. To ortoreksja, całkiem nowe zaburzenie wyniszczające psychikę.
Anoreksja, bulimia, kompulsywne
objadanie się, ortoreksja to już ciężkie choroby. Osoby nimi dotknięte wymagają
specjalistycznej pomocy psychologów i psychiatrów. Nie jestem
psychologiem, ale wiem, że przyczyny takich chorób są bardzo złożone,
a dotarcie do ich źródeł i właściwa terapia mogą trwać latami.
Chciałabym zaapelować do tych, którzy jeszcze balansują na granicy, zwłaszcza
do moich najmłodszych czytelników: od najwcześniejszych lat budujmy sobie
w głowie obraz jedzenia jako paliwa koniecznego do funkcjonowania.
Traktujmy to możliwie najprościej i naturalnie. Oddychamy, jemy,
ćwiczymy, bo te czynności zapewniają nam życie. Nie twórzmy z diety lub
treningów systemu kar i nagród, w rodzaju:
„Zjadłam pączka, więc ZA KARĘ zrobię sto
brzuszków” – NIE!
„Zaliczyłam egzamin, więc mogę zjeść talerz
ciastek” – NIE!
„Jest mi smutno, więc pochłonę litr
lodów” – NIE!
Wiem,
słodycze dają skok insuliny i poprawiają nastrój, ale tylko na chwilę.
Podkreślam: na chwilę! To droga donikąd. Przyjemności szukajmy w pasjach,
w realizowaniu celów, w spędzaniu czasu z bliskimi
i przyjaciółmi, w lekturach, uczestniczeniu w kulturze, sporcie,
działaniu na rzecz innych. Jest tyle możliwości!
ZOBACZ CAŁOŚĆ: Zdrowe gotowanie by Ann Anna Lewandowska>>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz